Janusz Palikot sięgnął dziś po gruby kaliber. Publicznie czytał teczkę Jarosława Kaczyńskiego z dokumentami PRL-owskiej bezpieki. Świadomie - jak przyznał - tak dobranymi, by pokazać go w niekorzystnym świetle. Wynika z nich m.in., iż Kaczyński doniósł na Ludwika Dorna oraz że nie interesują go kobiety.

Reklama

Natychmiast odpowiedziało PiS. "W 2004 roku Prezes Prawa i Sprawiedliwości otrzymał z Instytutu Pamięci Narodowej status pokrzywdzonego. 2 czerwca 2006 roku na konferencji prasowej w Warszawie Prezes PiS ujawnił i rozdał dziennikarzom teczkę z materiałami jakie o nim zbierała Służba Bezpieczeństwa" - przypomina rzecznik partii Adam Bielan. I dodaje, że w teczce znajdowała się także "lojalka", którą prokuratura uznała za podrobioną.

Bielan podkreśla, że dokumenty prezentowane przez Palikota to fałszywki. "Wydarzenia w nich opisywane (zresztą w dwóch wykluczających się wersjach) nigdy nie miały miejsca" - przekonuje polityk. I dodaje, że akcja Janusza Palikota to "kolejny akt niszczenia elementarnych standardów życia publicznego w Polsce". A odpowiedzialny jest za to szef PO Donald Tusk.

Palikot czyta teczkę Kaczyńskiego

Polityk PO w czasie konferencji prasowej w Lublinie czytał fragmnety dokumentów z PRL-owskiej bezpieki. "Jego wygląd jest niedbały. Twierdził, że nie interesują go sprawy materialne, kobiety, na przykład nie zależy mu w przyszłości na założeniu rodziny" - cytował Janusz Palikot kserokopie materiałów z teczki Jarosława Kaczyńskiego, która znajduje się w archiwum IPN. Zwrócił też uwagę na fragment dokumentu, który - jak skomentował - jest "szczególnie oburzający i zawstydzający". To relacja z zatrzymania Jarosława Kaczyńskiego przez milicję 17 grudnia 1981 roku.

>>>Przeczytaj fragmenty esbeckiej teczki Kaczyńskiego

"Rozmówca był kompletnie zaskoczony i zdezorientowany. Uporczywie wyjaśniał, że był na rozmowie w MSW i został zwolniony, sugerował, że musiała nastąpić pomyłka, żezapewne chodzi nam o jego brata bliźniaka Lecha" - czytał z papierów Janusz Palikot.

Reklama

>>>"Kaczyńscy to kurduple i tchórze"

Na tym jednak nie poprzestał. "Przesłuchiwany Jarosław Kaczyński doniósł na swego współpracownika Ludwika Dorna" - zaznaczył poseł PO i sięgnął do milicyjnych raportów: "Potwierdził, że Ludwik Dorn jest Żydem".

Po co Janusz Palikot to robi? Dlaczego manipuluje materiałami z teczki prezesa PiS? Nie po to - jak przyznał - by skompromitować Jarosława Kaczyńskiego, ale by pokazać na tym przykładzie, jak PiS rozprawia się z legendą Lecha Wałęsy.

Jego zdaniem głośna książka historyków IPN - Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka - o byłym prezydencie jest napisana właśnie na zasadzie odpowiedniego doboru dokumentów do potwierdzenia tezy, że Wałęsa był współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa.

>>>Palikot zbiera nowe haki na prezydenta

"Do tych materiałów mam taki sam stosunek, jak do teczki Lecha Wałęsy. Nie wierzę w ubeckie materiały i nie chcę zacytować jednej opinii z nich, która byłaby szokiem dla jego wyborców i dużej części opinii publicznej" - tłumaczył Janusz Palikot.

Poseł PO nie udostępnił posiadanych raportów o Jarosławie Kaczyńskim, które odczytywał na konferencji. Podkreślił, że są tajne i że może jedynie pokazać je dziennikarzom.

Na pytanie, czy dopuszcza możliwość, że ktoś podsunął mu spreparowane dokumenty, przyznał, że jest to możliwe: "Być może są nieprawdziwe, być może ubecy sami je sfałszowali dla pieniędzy i raportów". Dlatego milczeniem pominął te - jak to określił - najbardziej kompromitujące fragmenty z czasów młodości prezesa PiS.