Kluczem do tej hipotezy jest gryps wysłany z aresztu przez płatnego zabójcę Ryszarda Boguckiego. Znany gangster przyznaje w nim, że Sekułę zabił "Pruszków". Ale są też inne zeznania - opowiadają o wożeniu Sekuły w bagażniku i opracowywanym naprędce planie "dobicia" byłego wicepremiera w szpitalu. Czy Sekuła zginął dlatego, że nie oddał 2 mln dol. Bogusławowi Bagsikowi? Czy zabiły go weksle, które przejęli bandyci z "Pruszkowa"? Według prokuratury Sekuła zabił się, bo po nagonce mediów wpadł w depresję.

Reklama

>>>Nie dowiemy się jak zginął Ireneusz Sekuła

23 maja 1999 roku, przyjęcie w rezydencji biznesmena Leonarda Praśniewskiego. Ireneusz Sekuła, niegdyś symbol uwłaszczonej nomenklatury z cygarem w zębach, nie wygląda już na człowieka sukcesu. Chodzi pochylony, drobnymi kroczkami. Część twarzy ma sparaliżowaną. Mówi z trudem. Jest przygnębiony, widać ślady po wylewie. Kilka godzin rozmawia z Mieczysławem J., bliskim współpracownikiem Bogusława Bagsika. Żali się, że ma 2 mln dol. długu wobec Bagsika, a ten, zamiast negocjować, nasyła na niego bandytów z "Pruszkowa". Skarży się, że zamykali go i wozili w bagażniku samochodu. Nie wymienia nazwisk ani pseudonimów. Prosi o pomoc. Z późniejszych zeznań Mieczysława J.:

"Po przyjęciu u Praśniewskiego spotkałem się z Jarosławem Sokołowskim ps. Masa. Spytałem Sokołowskiego, czy wie coś na temat nękania Sekuły. Powiedziałem, że Sekuła jest w bardzo złym stanie zdrowia, że moim zdaniem jest <goły>, a nękanie staruszka nie ma jakiegokolwiek sensu.Sokołowski stwierdził, że nic na ten temat nie wie, ale że postara się zorientować".

Po Mieczysława J., który prowadził dyskotekę "Masy", 31 maja 1999 r. przyjeżdżają funkcjonariusze UOP. Zarzucają mu handel narkotykami i przekręty finansowe. Dostaje 6 lat więzienia. Nie jest już w stanie pomóc Sekule.

* * *

1 lutego 2000 r., godz. 19, w warszawskiej restauracji Baszta przy ul. Puławskiej siedzą Ireneusz Sekuła i jego serdeczny przyjaciel, były prezes LOT-u Bronisław Klimaszewski. O pilne spotkanie prosił Sekuła. Klimaszewski był jego doradcą, gdy szefował Głównemu Urzędowi Ceł. Podsuwa Klimaszewskiemu kartkę z wydrukowanym tekstem: "Pomóż zdobyć 50 tys. USD do 8 II 2000 roku. Jeśli nie oddam, to mnie zastrzelą".

Reklama

Sekuła odbiera kartkę z rąk osłupiałego Klimaszewskiego i drze ją na drobne kawałki. Coś mówi, ale z powodu paraliżu twarzy trudno cokolwiek zrozumieć.

"Zapamiętam te dwa zdania z kartki do końca życia" - opowiada DZIENNIKOWI Bronisław Klimaszewski. "Sekuła był znany z poczucia humoru. Potraktowałem to jako jeden z jego niewybrednych dowcipów. Pokpiwałem sobie z niego, że <na ogół byłych wicepremierów za 50 tys. dol. się nie zabija>. Ale Sekuła był śmiertelnie poważny i wystraszony. Obaj wiedzieliśmy, że ja tych pieniędzy nie mam, ale znam ludzi, którzy mogą pomóc. Zapytałem, czy może mi powiedzieć coś więcej. Zaprzeczył. Spytałem, czy nie najprościej zawiadomić policję. Zaprzeczył, gestykulując. Nie pisał, bo nie miał na czym. Na tym spotkanie się zakończyło. Prosił, żeby nie mówić o jego kłopotach żonie".

To samo Klimaszewski zeznał w prokuraturze.

* * *

23 marca 2000 roku, godz. 4 nad ranem. Jedna z mieszkanek kamienicy przy ulicy Brackiej 18 słyszy trzy strzały i rozmowy na korytarzu (prokuratura uzna potem, że słyszała rozmowy sanitariuszy z pogotowia). Pod kamienicę podjeżdżają żona i córka byłego wicepremiera zaniepokojone tym, że przed chwilą żegnał się z nimi przez telefon. Dzwonią domofonem. Słychać zjeżdżającą na dół windę. Przez oszklone drzwi bramy widzą Ireneusza. Idzie w zakrwawionej koszuli. Córka Agata sięga po komórkę i dzwoni na pogotowie. Razem wjeżdżają na górę, do biura, sadzają Sekułę w fotelu w jego gabinecie. Widać, że bardzo cierpi. Dwie kule utkwiły w klatce piersiowej, trzecia przebiła bark na wylot. Na podłodze kałuża krwi. "Dobij mnie" - mówi niewyraźnie do żony i wskazuje na rewolwer leżący na biurku. Bogumiła Sekuła odrzuca broń na podłogę.

O godz. 5.17 Sekuła trafia na izbę przyjęć szpitala MON przy Szaserów. Jest przytomny. Choć nikt go o to nie pyta, mówi lekarzowi, że sam się postrzelił. "To było dziwne" - powie później policjantom lekarz. "Z reguły pacjent najpierw mówi, co go boli, a dopiero później w jakich okolicznościach powstały obrażenia. Ale Sekule najbardziej zależało na tym, aby nas poinformować, że sam do siebie strzelał" - doda.

Jeden z lekarzy robi zdjęcia ran postrzałowych. To rutynowa procedura przed przystąpieniem do operacji. Ale zdjęcia nigdy nie trafią do akt śledztwa. "Klisza zaginęła lub nie było jej w aparacie" - stwierdzi później stołeczna prokuratura.

29 kwietnia, po przeszło miesięcznym pobycie w szpitalu, Sekuła umiera.

"Mirku, wybacz" - pisze Sekuła w wystukanym na komputerze liście pożegnalnym. "Brakło mi kilku dni lub może godzin".

Wspomniany w liście Mirek uczestniczył w wizji lokalnej w biurze Sekuły. Zdziwiły go trzy puste butelki po piwie. Zdziwiły, bo jego przyjaciel pił wyłącznie żywca. A butelki były po innym piwie.

* * *

14 lipca 2000 roku, Jarosław Sokołowski ps. Masa, człowiek, który pogrążył "Pruszków", opowiada prokuratorowi Jerzemu Mierzewskiemu i prokurator Elżbiecie Grześkiewicz o długach "gościa od cygar":

"Wiem od <Pershinga>, że Ireneusz Sekuła był zadłużony na znaczną kwotę pieniędzy u Bagsika. Bagsik po wyjściu <Pershinga> z więzienia w 1998 r. poprosił go o pomoc w odzyskaniu długu Sekuły. <Pershing> mówił mi, że chodziło o kwotę około miliona dolarów. W zamian za pomoc w odzyskaniu długu <Pershing> miał dostać połowę tej kwoty. <Pershing> mówił mi, że ma w planie spotkanie z Sekułą i nakłonienie go do zwrotu tych pieniędzy. Nie były to jakieś plany wojownicze, ponieważ <Pershing> z Sekułą prowadzili wspólne interesy, nie wiem jakie, było to wcześniej. Wiem tylko, że w tych interesach brał udział obecny wspólnik Bagsika, nie wiem, jak się nazywa, razem prowadzą fabrykę skór w Kurowie. W środowisku nazywany był <czerwona marynarka>.

Po śmierci "Pershinga" "Bedzio" (Robert Bednarczyk, jeden z członków gangu pruszkowskiego) mówił, że ustalił, iż "Pershing" dogadał się z Sekułą i uzgodnili jakiś odległy termin zwrotu pieniędzy Bagsikowi. Przy spotkaniu "Pershinga" i Sekuły był obecny "Słowik".

"Bedzio" powiedział mi także, że ma znajomych, którzy byli również znajomymi Sekuły. Od nich dowiedział się, że po śmierci "Pershinga" Raźniak i "Słowik" wyznaczyli Sekule bardzo krótki termin zwrotu długu i w ostatnim tygodniu życia Sekuła próbował od różnych osób gwałtownie pożyczać pieniądze. Ja, znając metody działania Raźniaka i "Słowika", mogę przypuszczać, że wywierali duży nacisk na Sekułę, aczkolwiek nie jestem tego pewien”.

Sześć lat później w łódzkiej prokuraturze "Masa" przypomniał sobie, że "czerwona marynarka" to Wiesław Peciak, prawa ręka Bagsika.

"Pershing" przedstawił Peciaka jako swojego człowieka, którego grupa ma szanować, ma on cieszyć się mirem. Peciak kojarzy mi się z wypadem "Persinga" do Izraela, do miejsca, gdzie ukrywali się Bagsik i Gąsiorowski - zeznał "Masa".

****

Rok 2001, areszt śledczy w Katowicach. W sąsiadujących ze sobą celach siedzą Ryszard Bogucki, który po zabiciu "Pershinga" miał rzec filozoficznie: "Szkoda, że nie można go zabić kilka razy", i Piotr Wierzbicki ps. Generał vel Gruby, spec od handlu bronią i narkotykami. Odkręcili gniazdko antenowe, przez dziurę w ścianie Bogucki podaje grypsy Wierzbickiemu. Mają wspólnych znajomych. Bogucki prosi o załatwienie fałszywych świadków, którzy zapewnią mu alibi. Boi się, że śledczy postawią mu zarzut zabójstwa Marka Papały, byłego komendanta głównego policji. Wierzbicki jako osadzony po wyroku może od czasu do czasu legalnie korzystać z telefonu. Bogucki chce też, żeby "zorganizować totolotka", czyli dostarczyć telefon komórkowy (w więziennym slangu: "trąbkę") do aresztu. Jego życzeniu staje się zadość - kompan z celi obok ma dwa przemycone telefony komórkowe. Bogucki zza krat usiłuje kontrolować gangsterski biznes.

10 lipca 2001 r. funkcjonariusze znajdują pod wkładką buta Wierzbickiego kilkanaście grypsów od Boguckiego. To oficjalna wersja. Tak naprawdę Wierzbicki współpracował z CBŚ i dosłużył się statusu świadka koronnego. To na prośbę CBŚ Wierzbicki został umieszczony tuż obok celi zabójcy "Pershinga".

"Kilkanaście grypsów w bucie? Nikt normalny nie przechowuje grypsów, a zwłaszcza kilkunastu. W razie rewizji trzyma się gryps w ustach i połyka. Gdyby klawisz przechwycił choćby jeden gryps, nawet z duperelnym wpisem, to za coś takiego idzie się do wora, na frajernię" - opowiada jeden z bywalców katowickiego aresztu.

Na gryps nr 13 ("kartka papieru w kratkę, zapisana obustronnie niebieskim środkiem kryjącym" - jak odnotowali śledczy) natrafiamy przypadkowo w aktach mec. Jana Widackiego, oskarżonego przez białostocką prokuraturę o wynoszenie grypsów innego więźnia. To gryps Boguckiego przekazany Wierzbickiemu przez dziurę w ścianie.

"Piotr! Papała to kompletne wariactwo! Nikt z "P" nie miał z tym nic do czynienia - co innego z Sekułą, jak widzisz jestem szczery - ale abyś dobrze zrozumiał, na pewno ja się o tym dowiedziałem po fakcie - byłem zresztą we Włoszech w tym czasi".

"Zrozumiałem go jednoznacznie, że grupa pruszkowska zabiła Sekułę, natomiast nie miała nic wspólnego z morderstwem gen. Papały" - tłumaczył później prokuratorom świadek koronny Piotr Wierzbicki.

* * *

Śledczych interesowały długi Sekuły, zwłaszcza zobowiązania wobec Bagsika. Ten jednak zasłonił się słabą pamięcią. Oświadczył, że nie pamięta, jaka była kwota pożyczki, ale "z pewnością nie było to 2 mln dol.".

"Pożyczka ta została spłacona przez Sekułę w całości" - zeznał Bagsik. "Nie było weksli, dałem mu pożyczkę, w pełni ufając, że dotrzyma słowa. Nie spisywałem z nim żadnej umowy, nie żądałem żadnego poręczenia".

Bagsik potwierdził, że podczas pobytu w Izraelu widział się z hersztem "Pruszkowa" "Pershingiem". Bagsik: "Wtedy zobaczyłem go po raz pierwszy, zapoznaliśmy się. Nie prowadziłem z nim żadnych interesów, utrzymywałem kontakt towarzyski, bardzo sporadyczny, okazjonalny. Nigdy nie przekazałem mu listy jakichkolwiek swoich wierzycieli".

"Podpisane przez Sekułę weksle widziałem na własne oczy" - opowiada dawny dobry znajomy Bagsika. "Najpierw były w biurze w Warszawie, później zabrał je mecenas Brych. Gang karateków z Radomia ukradł je podczas napadu na dom Peciaka. Wtedy zrobiło się o nich głośno. W Izraelu "Pershing" przebywał u Bagsika około dwóch miesięcy. Jeździł po Izraelu samochodem Bagsika i posługiwał się jego telefonem komórkowym".

W przestępczym półświatku krążą opowieści o liście dłużników Art-B - długi miał ściągać Peciak wspierany przez "Pruszków". Na liście były ponoć nazwiska z pierwszych stron gazet. Czy taka lista faktycznie istniała?

"Podczas naszego pobytu w Izraelu Gąsiorowski tworzył różne dziwne listy, które w żaden sposób nie miały potwierdzenia w rzeczywistości" - zeznał w prokuraturze Bagsik. "Preparował różne dokumenty".

* * *

24 października 2006 r., Piotr Wierzbicki relacjonuje w prokuraturze swoje rozmowy z Boguckim. Opowiada o długich dyskusjach toczonych przez dziurę w ścianie:

"Bogucki powiedział mi, że relację ogólnikową z tego zdarzenia uzyskał telefonicznie od Mirosława Danielaka ps. Malizna właśnie wówczas, gdy przebywał we Włoszech. Danielak miał mu przekazać, że w biurze Sekuły przy ul. Brackiej w Warszawie doszło do szarpaniny z Sekułą. Do tego biura Danielak pojechał ze swoim synem Arturem, aby odebrać od Sekuły pieniądze. Sekuła był winien Kolikowskiemu około 2 mln dol. Zobowiązania te wynikały z czasów, kiedy to "Pershing" z Sekułą jako szefem GUC robili różne interesy. Sekuła miał wyjąć z szuflady biurka pistolet, bo doszło do awantury i kłótni.

Wówczas do Sekuły zbliżył się Artur i jakoś go przytrzymał. W tym czasie Mirosław Danielak z ręki Sekuły wyrwał pistolet i trzykrotnie postrzelił go w brzuch i klatkę piersiową. Bogucki powiedział mi, że po tych strzałach odstawili Sekułę i wytarli pistolet".

Prokurator: – Co to znaczy "odstawili"?

Piotr Wierzbicki: – Po prostu Artur puścił z uchwytu Sekułę, a ten osunął się.

Bogucki mówił mi, że do Sekuły "Malizna" strzelał z rewolweru bębenkowego marki Astra, który był własnością Sekuły.

Niejednokrotnie z Boguckim rozmawiałem o typach i modelach broni, co wynikało z naszych wspólnych zainteresowań. Poza tym musiałem się na tym znać, bo przecież handlowałem bronią. Bogucki mówił mi także, co również usłyszał od "Słowika", że "Malizna" bardzo przestraszył się, że Sekuła żyje i jest leczony w szpitalu wojskowym na Szaserów.

Bogucki twierdził, że albo "Malizna", albo jego syn Artur dzwonili do jakiegoś profesora w tym szpitalu, pytając o stan, w jakim znajduje się Sekuła. Zakładali bowiem, że być może trzeba będzie dobić Sekułę. Dowiedzieli się, że nie ma on szans na przeżycie.

Skoro Bogucki był cynglem "Malizny", to ten mógł liczyć na to, że Bogucki dobije Sekułę w szpitalu. To też wiem od Boguckiego.

Bogucki opowiadał mi, że znał Sekułę, albowiem spotykał go u swego zaprzyjaźnionego biznesmena Krzysztofa Niezgody. Z kolei Niezgoda to przyjaciel Aleksandra Gawronika, którego za kaucją wyciągnął z więzienia. Gawronik to dobry znajomy Sekuły, z którym robił różne interesy.

Bogucki przekazał mi w więzieniu list do Krzysztofa Niezgody, który przekazałem Prokuraturze Okręgowej w Katowicach, jak zacząłem współpracować”.

Kluczowe dla śledztwa mogłyby być zeznania samego Boguckiego. Ale ten postanowił milczeć jak zaklęty, podobnie jak 'Bedzio" i Raźniak. Śledczy nic z nich nie wydobyli. Artur Danielak ps. Młody Malizna zeznał, że Sekuły nie znał, zaś jego ojciec siedzi niewinnie ("Malizna" senior odsiaduje długoletni wyrok za udział w zorganizowanej grupie przestępczej i podżeganie do zabójstwa "Pershinga").

Wiesław Peciak oświadczył zaś, że żadnych długów od Sekuły nie ściągał. Wręcz przeciwnie, pożyczył mi przed śmiercią 10 tys. dol. Na gębę, bez umowy i weksla.

"Nie wypowiadam się publicznie" - powiedział DZIENNIKOWI Bogusław Bagsik, którego odnaleźliśmy w Niemczech. Na pytania przesłane e-mailem nie odpowiedział.

* * *

Dziewięć lat po zagadkowej śmierci Ireneusza Sekuły tylko nieliczni jego dawni znajomi zgadzają się na rozmowę.

"Nie wiem, czy było to samobójstwo, czy zabójstwo. Mój mąż zabrał tajemnicę do grobu" – mówi wdowa. Nigdy nie zgodziła się na rozmowę z dziennikarzem, prosi, aby nie wymieniać w artykule jej nazwiska. Po śmierci Ireneusza prosiła o ochronę i zrzekła się spadku po mężu. Spadku nie chcieli się też córka i brat. Bali się wizyt windykatorów wożących dłużników w bagażnikach.

Powołany przez prokuraturę biegły napisał salomonową opinię "Sekuła mógł sam się zastrzelić, ale nie można wykluczyć wersji o zabójstwie".

"Irek został zamordowany" - mówi Bronisław Klimaszewski. "Był zbyt wielkim tchórzem, żeby do siebie strzelić, i to trzy razy. Tego dnia mieliśmy się spotkać. Nie umawiałby się ze mną, gdyby chciał popełnić samobójstwo. Byłem jego najbliższym przyjacielem, a prokuratorzy potrzebowali miesięcy, żeby do mnie dotrzeć".

W gangsterskim półświatku krąży następująca wersja: "Malizna" brał dużo "koksu" i wtedy tracił panowanie nad sobą. Był przekonany, że kto jak kto, ale Sekuła na pewno ma pieniądze. Dlatego postanowił trochę mocniej "dziadka" przycisnąć.

Prokurator Grzegorz Kiec w listopadzie 2007 r. umorzył śledztwo. Uznał, że Sekuła targnął się na życie, a przyczyną jego desperackiego kroku była depresja i "niepochlebne artykuły prasowe". W jego biurze nie odnaleziono odcisków palców rzekomych sprawców zbrodni. Ślady odnalezione na niedopałku papierosa należały do żony Sekuły.

"Wersja przedstawiona przez Piotra Wierzbickiego ma jedną istotną słabą stronę. Otóż trudno sobie wyobrazić, by sprawcy działający bez wcześniejszego planu pozostawili na miejscu zdarzenia listy pożegnalne do rodziny i przyjaciół. (...) Śmierć Ireneusza Sekuły żadnemu z wierzycieli nie przyniosłaby wymiernych korzyści, a już z pewnością nie przyspieszyłaby zwrotu należności" - napisał w uzasadnieniu umorzenia śledztwa.

Oryginały dwóch listów pożegnalnych, napisanych na komputerze i podpisanych przez Sekułę, zaginęły.

"Oryginalny list pożegnalny do pani Bogumiły nigdy nie został zatrzymany przez policję" - czytamy w notatce podpisanej przez młodszego inspektora Jacka Kędziorę z wydziału inspekcji i kontroli Komendy Stołecznej Policji. Policjantka winna zaniedbań nie została ukarana dyscyplinarnie, gdyż jej sprawa się przedawniła.

***

Rok 2009, Jarosław Maringe ps. Chińczyk vel Jąkaty, gangster z "Pruszkowa", współpracuje z CBŚ. Opowiada policjantom o tym, jak "Malizna" i jego syn zabili Ireneusza Sekułę. Policjanci nie wiedzą, co z tym fantem zrobić.

***

Ludzie "Pruszkowa":

Andrzej Kolikowski ps. Pershing vel Kasina - najsłynniejszy członek tzw. zarządu gangu pruszkowskiego. Zastrzelony w grudniu 1999 r. w Zakopanem przez Ryszarda Boguckiego. Miłośnik walk bokserskich, fan Andrzeja Gołoty. Wielokrotnie dokonywano na niego zamachów - w lipcu 1994 r. pod jego samochodem wybuchła bomba. W 1996 r. skazany na 4 lata więzienia, m.in. za wymuszanie zwrotu długu. Wyszedł przed czasem.

Ryszard Bogucki - płatny zabójca. Pracował dla trójmiejskiego gangstera Nikodema Skotarczaka ps. Nikoś, a po jego śmierci w 1998 r. dla mafii pruszkowskiej. Ukrywał się we Włoszech i Meksyku. Policja natrafiła na trop Boguckiego, śledząc jego narzeczoną. Za zabójstwo „Pershinga” skazany na 25 lat więzienia. Postawiono mu też zarzut nakłaniania do zabójstwa gen. Marka Papały. W listach z więzienia pisze, że z zabójstwem Papały nie miał nic wspólnego.

Andrzej Zieliński ps. Słowik - jeden z bossów mafii pruszkowskiej, skazany dzięki zeznaniom "Masy". Karierę przestępczą rozpoczął w latach 70. od kradzieży samochodów i włamań do mieszkań. W 1993 r. ułaskawiony przez prezydenta Lecha Wałęsę. Poszukiwany listem gończym, zatrzymany w 2001 r. w Hiszpanii. Za założenie "Pruszkowa" dostał 6 lat więzienia, jego nazwisko pojawia się też w sprawie śmierci gen. Papały.

Mirosław Danielak ps. Malizna, brat "Wańki" - członek zarządu starego "Pruszkowa". W 1994 r. postawiono mu zarzut nielegalnego posiadania broni. Zatrzymany w 2001 r. Skazany za kierowanie gangiem oraz za zlecenie zabójstwa "Pershinga" - za to ostatnie przestępstwo dostał 10 lat więzienia. "Nie wiem nic na temat tego, by ojciec przewodził jakiejś grupie pruszkowskiej" - zeznał jego syn Artur ps. Młody Malizna, który przejął schedę po ojcu.