Twardy postulat byłego prezydenta odbił się głośnym echem. Zaprotestował sam szef "S". "O tym, czy <Solidarność> jest nam potrzebna, czy nie, muszą zdecydować członkowie" - mówi nam Janusz Śniadek.

Reklama

Wieczorem w oficjalnych uroczystościach wziął udział prezydent Lech Kaczyński. "To dzień wielki, i niech takim pozostanie" - apelował.

Do ostatniej chwili nie było wiadomo, czy Lech Wałęsa pojawi się na uroczystościach związanych z obchodami rocznicy podpisania Porozumień Sierpniowych, na których swoją obecność zapowiedział prezydent Lech Kaczyński.

>>>Wałęsa: Czas skończyć z "Solidarnością"

Wałęsa do tej pory twierdził, że przyjdzie, ale nie usiądzie w pierwszych rzędach. Jednak zmienił zdanie. "Najpierw niech Lech Kaczyński oczyści atmosferę, to wtedy porozmawiamy" - stwierdził były prezydent, który rano złożył swój wieniec pod bramą nr 2 gdańskiej stoczni.

Ale słowa byłego prezydenta o samym związku wywołały mocne wrażenie. Wałęsa bowiem stwierdził, że "Solidarność" należy rozwiązać.

"Powinna się rozwiązać i stworzyć nowy związek" - mówił Wałęsa. Argumentował, że prawdziwa "S" i ta dzisiejsza to dwie różne organizacje. "Nas było 10 milionów, nam o co innego chodziło. Dawna "Solidarność" to własność narodu. A teraz mała grupa zatrzymała sobie ten znak, sztandary i historię. I to powoduje, że nie możemy zbyt wielu mądrych rzeczy robić" - podkreślił Wałęsa.

Reklama



Te gorzkie słowa padły na kilka godzin przed oficjalnymi uroczystościami. I nie spodobały się związkowcom. Szef "S" Janusz Śniadek nie ukrywał, że jest mu przykro. "Takie słowa nie służą budowaniu siły <S>. Dzisiaj stajemy wobec innych wyzwań. Ale <S> jest ludziom nadal potrzebna. Walczymy w imię tych samych wartości i ideałów" - mówił Śniadek. I podkreślał, że związek pozostaje wierny nauczaniu Jana Pawła II. "Ojciec Święty mówił o tym, jak bardzo potrzebna jest ludziom pracy "Solidarność", żeby bronić ich godności. Nie mam najmniejszego cienia wątpliwości, że dzisiaj ta godność pracowników jest ogromnie zagrożona" - dodaje.

Z Wałęsą nie zgadzają się też inni zarówno byli, jak i obecni związkowcy.

"Związek jest po prostu inny, niż był, ale wszystko się zmienia. Inaczej wyglądamy, jak mamy roczek, a inaczej, jak mamy 29 lat" - mówi krótko marszałek Senatu Bogdan Borusewicz.

W podobnym tonie wypowiada się Marian Krzaklewski. "Nie zgadzam się z Lechem Wałęsą. Zdecydowana większość członków <Solidarności> to osoby, które zapisały się w zaraz po Porozumieniach Sierpniowych, tak jak ja. Cały czas płacą składki i należą do tej samej <Solidarności" - ocenia. Ale zaznacza: "Związek natomiast powinien zachować większy dystans do polityki, nie angażować się w poparcie polityczne w wyborach, a jeśli już, to poprzez ten ruch społeczny, który powinien powstać wokół niego."

Jednak słowa Wałęsy o rozwiązaniu "S" nie padły z jego ust po raz pierwszy. Bo ten postulat pochodzi jeszcze z 1989 r. "Wałęsa mówił wtedy, że zaczynamy budować kapitalizm i że będzie przy tym dużo krzyku i bólu. Dlatego chciał zostawić <Solidarność> jako symbol zwycięstwa i nazwać się inaczej" - przypomina Jerzy Borowczak, były działacz "S".

Jednym z punktów uroczystości w Gdańsku było wręczenie przez prezydenta Kaczyńskiego 52 orderów i odznaczeń ludziom, którzy przyczynili się do podpisania Porozumień Sierpniowych.

"To była pierwsza łopata wkopana w grób komunizmu" - mówił Lech Kaczyński. Podkreślał, że "S" to był wielki, spontaniczny ruch, który doprowadził do wolnej Polski. Prezydent zastrzegł jednak, że niektóre działania związkowych działaczy nie znajdują jego akceptacji.

O 17 w bazylice św. Brygidy odbyła się msza św. koncelebrowana przez metropolitę gdańskiego abpa Sławoja Leszka Głodzia. Następnie prezydent złożył kwiaty pod bramą nr 2 Stoczni Gdańskiej.