Profesor Iwanek złożył w sądzie prywatny akt oskarżenia przeciw Migalskiemu już w kwietniu - przypomina "Gazeta Wyborcza". Ale proces miał ruszyć dopiero teraz. Wczoraj nie odbyła się pierwsza rozprawa, bo Migalski poprosił sąd o jej odroczenie z powodu zajęć w europarlamencie.
Iwanek w latach 70. został zarejestrowany jako współpracownik SB. Z dokumentów IPN wynika, że w zamian za informacje o kolegach miał otrzymywać pieniądze. "Gazeta Wyborcza" przypomina też, że dr Migalski został oskarżony o zniesławienie już w kwietniu. Prof. Iwanek poczuł się dotknięty słowami o tym, że zainicjował w 2007 roku akcje bojkotu składania oświadczeń lustracyjnych. "Liczyłem na to, że na ataki dr. Migalskiego zareaguje kierownictwo Uniwersytetu Śląskiego, ale rektor doradził mi, żebym wystąpił na drogę sądową" - wyjaśnia w "GW" prof. Iwanek.
Jeśli Migalski zostanie uznany winnym zniesławienia, grożą mu nawet dwa lata więzienia. Wyrok skazujący oznacza też koniec kariery uniwersyteckiej, bo zgodnie z przepisami żadna uczelnia nie zatrudni karanego naukowca. Migalski nie mógłby się też ubiegać o urząd prezydencki (zapowiadał, że wystartuje w wyborach w 2025 roku) - przypomina gazeta.
Marek Migalski z PiS ma kłopoty. Profesor Jan Iwanek z Uniwersytetu Śląskiego, z którym europoseł ma na pieńku, bo wytykał mu agenturalną przeszłość i blokowanie lustracji na uczelni - wytoczył Migalskiemu proces. Jeśli polityk przegra, nie zostanie, jak chciał, ani wykładowcą, ani prezydentem.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama