Aby zrealizować plan, Izrael powołał już pod broń 15 tysięcy rezerwistów. Zanim jednak wejdą oni w głąb Libanu, teren będą oczyszczać izraelskie czołgi. Inwazja może zacząć się w każdej chwili.
Tymczasem bezradna wobec konfliktu na Bliskim Wschodzie pozostaje ONZ. Na razie stać ją tylko na ogłaszanie oświadczeń i potępianie stron konfliktu. Wczoraj Rada Bezpieczeństwa wezwała Izrael do wszczęcia śledztwa w sprawie nalotu na Kanę, w którym zginęło 60 libańskich cywilów, w tym 37 dzieci. Ciągle nie wiadomo jednak, kiedy na granicę Libanu i Izraela wyśle międzynarodowe siły pokojowe, zdolne do zaprowadzenia spokoju.
Izrael zapowiedział, że nie będzie rozejmu, dopóki w Libanie nie pojawią się ONZ-owskie niebieskie hełmy. A te z kolei nie pojawią się, dopóki Izrael nie przerwie nalotów. I kółko się zamyka.
Konflikt między Izraelem a szyickim Hezbollahem rozpoczął się 12 lipca od zabicia trzech i uprowadzenia dwóch izraelskich żołnierzy. Od tego czasu zginęło około 500 Libańczyków i kilkudziesięciu Izraelczyków.