18-letnia dziś Natascha przez osiem lat drżała ze strachu przed swym oprawcą. A Wolfgang Priklopil miewał humory. Czasem przynosił jej prezenty: książki, słodycze, uczył ją historii i geografii, razem oglądali telewizję, rozmawiali. Pozwalał nawet pieszczotliwie nazywać się Wolfi.

Ale bywały gorsze dni. Wtedy zamykał ją samą w pokoju. Groził, że jeśli odważy się choćby nacisnąć klamkę, wybuchną bomby, które podłożył w domu. I przypominał, że chciał za nią okup, ale jej rodzice nie chcieli mu zapłacić 10 mln szylingów (3 mln złotych). "Mówił, że nie obchodzi ich, co się ze mną dzieje" - mówi 18-letnia dziś Natascha.

Reklama

Najgorzej wspomina moment porwania. Pamięta doskonale, jak w marcu 1998 roku, kiedy miała 10 lat, szła do szkoły. "Widziałam go z daleka. Wydawał mi się dziwny i nawet myślałam, by przejść na drugą stronę ulicy" - wspomina Natascha. "Ale tak nie zrobiłam. Miałam w głowie kłótnię z mamą" - opowiada dziewczyna.

Gdy podeszła do Priklopila, złapał ją za rękę i wciągnął do minibusa. "Zatrzasnął drzwi. Był zdenerwowany. Chciałam krzyknąć, ale mnie powstrzymał. Powiedział, że jak się odważę, będę miała prawdziwe kłopoty" - opowiada Natascha. "Wiedziałam, że zrobił mi coś strasznie złego".

"Na początku nie wiedziałam, co jest gorsze: gdy jest w domu, czy gdy go nie ma" - wspomina dziewczyna. Czasem czuła się tak samotnie, że było jej bez niego bardzo źle i chciała, by już przyszedł.

Jednak po latach w głowie dziewczyny pojawiła się myśl o ucieczce. "Zdałam sobie sprawę, że muszę uciec" - mówi o dniu swego uwolnienia Natascha. Uciekła, gdy Priklopil mył samochód. Porywacz, uciekając potem przed policją, w panice rzucił się pod pociąg.

Reklama

Jednak Natascha nie może się pogodzić ze śmiercią Priklopila. "To było niepotrzebne. Był częścią mojego życia" - mówi ze smutkiem.