Trafili do niewolniczej pracy przez ogłoszenie w gazecie. Pośrednik obiecywał im złote góry - że zarobią 60 euro dziennie (ok. 240 zł), z tego mieli płacić tylko 40 euro (ok. 160 zł) miesięcznie za mieszkanie. Nie podpisali jednak żadnej umowy o pracę. Musieli też sami zapłacić za podróż autokarem do Hiszpanii - często wydając na to ostatnie oszczędności.
Koszmar zaczął się gdy tylko wysiedli z busa na plantacji pomarańczy i mandarynek pod Cullerą w Hiszpanii. Rosyjscy i ormiańscy strażnicy zapędzili ich do 9 i 11-osobowych baraków. Natychmiast zażądali, żeby Polacy zapłacili im za dwa tygodnie mieszkania tyle ile mieli płacić za miesiąc. Ci, którzy się nie mieli kasy, musieli ją karnie odpracować.
Pierwszą wypłatę mieli dostać po 14 dniach, nie dostali jej wcale. "Nie mamy pieniędzy i środków do życia. Żywimy się trawą i mandarynkami. Rośnie nam dług za wynajem mieszkania" - straszne szczegóły zdradza jedna z ofiar 34-letni Łodzianin Dariusz Tkaczyk, który zadzwonił do redakcji "Expressu Ilustrowanego". Polacy wygłodniali i wycieczeni nie mogą się nigdzie ruszyć. Co gorsza nie znają języka i nie umieją poprosić o pomoc.
Tylko niektórym udało się uciec z piekła. "Jak zobaczyłem, co tam się dzieje, wiedziałem, że nie mogę zostać. Ludzie byli traktowani jak zwierzęta" - wyznaje w gazecie 25-letni Grzegorz K. z Łodzi, który czmychnął z plantacji, bo zabrał więcej pieniędzy z Polski. Na szczęście o koszmarze rodaków wie już polska policja. Mundurowych zaalarmowała żona mężczyzny, który oszukany przez pośredników pracy, nie może wrócić do kraju.
Niestety Polacy kolejny raz są ofiarą zbirów. W połowie lipca odkryto obozy pracy we Włoszech. Gdzie w latach 2000-06 rodacy więzieni w makabrycznych warunkach byli zmuszani do nieludzkiej pracy za głodową pensję. Kobiety były gwałcone, mężczyźni bici i poniżani. Oprawcy nie wahali się, mordować swoich niewolników. 120 rodaków przepadło bez śladu.