Czeska policja ocenia, że na ulice wyszło już 16-20 tysięcy osób. Liczba demonstrantów, wśród których są także strażacy, funkcjonariusze służby więziennej i celnicy, wciąż wzrasta.
Uczestnicy protestu skandują antyrządowe hasła oraz grają na różnych instrumentach. "Obetnijcie własne pensje", "Nas karzecie, sami kradniecie", "Również sądownictwo domaga się sprawiedliwości" - brzmią niektóre napisy na transparentach.
Są też karykatury ministra spraw wewnętrznych Radka Johna i autora rządowego programu oszczędnościowego, szefa resortu finansów Miroslava Kalouska.
Ze względu na tłumy część ulic w centrum Pragi jest całkowicie nieprzejezdna. Kilkudziesięciu demonstrantów wdarło się do siedziby MSW. Tam włączyli syrenę i grają na piszczałkach.
W proteście biorą udział związkowcy z całego kraju. Do stolicy Czech dowiozły ich autobusy a z czeskiego Śląska do Pragi przyjechał specjalny pociąg.
"Z każdego kierunku początkowo planowaliśmy po jednym autobusie, ale ponieważ panuje ogromny niepokój i rosła potrzeba, z każdego regionu jadą po dwa autokary" - powiedział przedstawiciel związków zawodowych policji, Vitiezslav Lad.
Związki zawodowe protestują przede wszystkim przeciw redukcjom pensji i planowanym zwolnieniom. Rząd zapowiedział, że pensje większości pracowników sfery budżetowej spadną o 10 proc. Minister John w poniedziałek obiecał policjantom i strażakom spadek wynagrodzeń tylko o 6,3 proc., ci jednak nie dali wiary słowom ministra i nie zrezygnowali z protestu.