"Odnoszę wrażenie, że naiwni przywódcy opozycji zostali wciągnięci w pułapkę, następnie nagrani kamerami i teraz będą pokazywani światu jako terroryści" - ocenił Wołodymyr Horbacz z Instytutu Współpracy Euroatlantyckiej w Kijowie.
Zdaniem politologa rozbicie przez władze białoruskie opozycyjnej demonstracji i aresztowanie liderów opozycyjnych zostanie wykorzystane przez zwycięzcę wyborów Alaksandra Łukaszenkę do targowania się z Zachodem.
"Targ ten będzie próbą osiągnięcia ustępstw politycznych w zamian za uwolnienie opozycjonistów" - powiedział Horbacz.
W sprawie aresztów, a także wyniku wyborów na Białorusi wygranych z niemal 80-procentowym poparciem przez Łukaszenkę, nie wypowiedziały się dotychczas władze w Kijowie. Milczy na ten temat zarówno prezydent Wiktor Janukowycz, który na początku grudnia życzył Łukaszence zwycięstwa, jak i ukraińskie MSZ.
W wieczór powyborczy białoruska milicja rozbiła opozycyjną demonstrację z udziałem co najmniej 20 tys. osób. Liderzy opozycji wezwali na wiec, bo uważali, że wybory przebiegły w sposób nieuczciwy. Według Łukaszenki zatrzymano 639 uczestników manifestacji.
Media podają, że jest wśród nich siedmiu z dziewięciu opozycyjnych kandydatów w wyborach, a także około 20 dziennikarzy, w tym dziennikarz "Gazety Wyborczej" i działacz Związku Polaków na Białorusi Andrzej Poczobut oraz korespondentka AFP. Około 20 dziennikarzy pobito.