"Po zapoznaniu się z dostępnymi w tej sprawie materiałami skłaniam się w stronę wersji polskiej, że zawiniła i załoga samolotu, i wieża kontrolna" - oświadczył w poniedziałek na konferencji prasowej w Kijowie nawigator-oblatywacz Ołeh Korszunow.
"Raport MAK jest tendencyjny, gdyż obarcza winą za katastrofę wyłącznie polskich pilotów. Gdyby jednak wieża kontrolna w Smoleńsku w odpowiednim czasie nakazała pilotom odejście od lądowania, do tragedii mogłoby nie dojść" - wtórował pilot-oblatywacz z ukraińskich zakładów lotniczych im. Antonowa Witalij Horowenko.
Zdaniem ukraińskich ekspertów wieża kontrolna na lotnisku w Smoleńsku wiedziała, że będąc w odległości 2 km od pasa lotniska, samolot z prezydentem Lechem Kaczyńskim na pokładzie znajduje się za nisko, jednak nie uprzedziła o tym załogi.
"Wieża zaczęła krzyczeć +horyzont+ dopiero w momencie, gdy samolot praktycznie się rozbijał" - powiedział Korszunow.
Ukraińscy specjaliści podkreślili jednocześnie, że ich zdaniem piloci prezydenckiego samolotu nie byli wystarczająco przygotowani na lądowanie w tak trudnych warunkach pogodowych, jakie panowały w Smoleńsku w dniu tragedii.
"Ekipa polskiego Tu-154 była słabo przygotowana, a rosyjscy kontrolerzy lotu cały czas zachowywali się pasywnie" - stwierdzili Korszunow i Horowenko.
Eksperci uważają także, że zarówno jedna, jak i druga strona działały pod presją psychologiczną.
W przypadku polskich pilotów były to okoliczności związane z obecnością na pokładzie samolotu prezydenta i ważnych polityków, z rosyjskiej zaś m.in. obecność na wieży zastępcy dowódcy bazy w Smoleńsku pułkownika Nikołaja Krasnokutskiego.
Z materiałów badającej katastrofę smoleńską polskiej komisji także wynika, że rosyjscy kontrolerzy lotu popełnili 10 kwietnia 2010 roku liczne błędy, działali pod presją i nie byli wystarczającym wsparciem dla załogi Tu-154M.