Mimo trwających represji UE nie zdecydowała jeszcze o wprowadzeniu sankcji gospodarczych wobec Białorusi, choć jak powiedziała PAP w poniedziałek rzeczniczka szefowej unijnej dyplomacji Catherine Ashton, Maja Kocijanczicz, "trwają prace nad rozszerzeniem sankcji, w tym gospodarczych".
Ambasadorzy państw UE w Mińsku przygotowują listę firm, które mogłyby być objęte sankcjami, w tym firm produkujących materiały wykorzystywane przez reżim do tłumienia manifestacji oraz firm związanych z przedstawicielami białoruskiego reżimu odpowiedzialnymi za represje. Na tę listę musieliby się jednak zgodzić ministrowie spraw zagranicznych 27 państw UE.
W reakcji na powyborcze represje wobec opozycji UE wznowiła w styczniu sankcje wizowe wobec 158 przedstawicieli białoruskiego reżimu, w tym prezydenta Alaksandra Łukaszenki i jego dwóch synów, oraz zamroziła ich aktywa. Potem zdecydowała o rozszerzeniu listy o 19 osób. Wówczas kilka krajów, a zwłaszcza Włochy i Cypr, nie zgodziły się na wprowadzenie sankcji gospodarczych, co proponowała m.in. Polska. "Wciąż jest grupa krajów niechętna sankcjom gospodarczym" - powiedziały źródła PAP w poniedziałek.
Teraz do unijnej czarnej listy z zakazem wjazdu do UE dopisanych ma być kilka osób. Źródła PAP mówiły o siedmiu, ale niewykluczone, że do 23 maja, kiedy ma zapaść decyzja na posiedzeniu ministrów spraw zagranicznych w Brukseli, ta lista się rozszerzy.
Wiadomo, że wśród tych osób są przedstawiciele białoruskiego wymiaru sprawiedliwości bezpośrednio zaangażowani w wydawanie wyroków w sprawach mających tło polityczne.