Sudan Południowy proklamował niepodległość w sobotę na podstawie styczniowego referendum, które było wynikiem rozmów pokojowych z 2005 roku. Podczas wojen domowych między północą a południem, które trwały prawie pięćdziesiąt lat, śmierć poniosły dwa mln ludzi, a cztery miliony zostały zmuszone do opuszczenia swoich domów.
Republika Południowego Sudanu (RPS) to kraj o powierzchni ponad 640 tys. km2, w którym mieszka 8,2 mln ludzi. Stolicą najmłodszego państwa, w którym co dziesiąte dziecko umiera przed pierwszym rokiem życia, a prawie połowa społeczeństwa nie ma dostępu do wody pitnej, jest Dżuba. Miasto leży ok. 200 km od granicy z Ugandą, malowniczo położone nad Białym Nilem wśród drzew mango.
"Te owoce często ratowały nam życie, więc są dla mnie święte - powiedział agencji PAP Pan Polino, pracownik administracyjny uniwersytetu. - Podczas wojny mieszkańca Dżuby można było poznać po tym, że był szkieletem, Arabowie z północy nie dostarczali nam żywności, bo chcieli się nas pozbyć. Teraz w sklepach można kupić wszystko, jeśli ma się za co. Wtedy nie było nic, tylko mangowce zawsze dawały owoce".
Większość zabudowy na obrzeżach stolicy to chaty pokryte trzciną zwane tulukami. Najwyższe murowane budynki w centrum sięgają czterech lub pięciu kondygnacji. Całe miasto jest wielkim placem budowy. Codziennie powstają nowe budynki i sklepy, jednak większość konstrukcji to samowolka budowlana. Stolica ma już swoje pierwsze kasyno i salon gier, założone przez Rosjan.
Po ulicach Dżuby w tumanach kurzu jeżdżą luksusowe samochody terenowe. Większość z nich z rządowymi tablicami rejestracyjnymi lub oznakowane jako pojazdy ONZ.
W stolicy samochodów przybywa z dnia na dzień, ale nadal nie ma sygnalizacji świetlnej. Znaków z nakazem ograniczenia prędkości jest niewiele. W wypadkach drogowych codziennie giną ludzie.
Ponieważ miasto rozrasta się w bardzo szybkim tempie, trudno oszacować, ilu ludzi w Dżubie mieszka. Oficjalnie ok. 250 tys., jednak do nowej stolicy codziennie powracają obywatele nowego państwa z Kenii, Etiopii, Ugandy, a przede wszystkim z północy Sudanu. Do tej pory na południe kraju powróciło ponad 300 tys. ludzi, a będzie ich jeszcze więcej.
"Wróciłem cztery miesiące temu i założyłem sklep, chcę żyć w wolnym kraju moich przodków" - mówi Deng, który urodził się na południu, ale podczas wojny matka postanowiła schronić się na północy. Wrócił jako 26-letni mężczyzna. "Nie jest łatwo, ja miałem pieniądze, żeby zainwestować, ale popatrz na moich kolegów, wszyscy przyjechali z północy i nie mogą znaleźć pracy" - wskazał Deng na grupę mężczyzn siedzących pod sklepem i popijających słodką herbatę z małych filiżanek.
Według oenzetowskiej agencji ds. uchodźców (UNHCR), na północy Sudanu mieszka ponad milion ludzi z południa, którzy uciekli podczas wojny domowej.
W środę parlament w stolicy Sudanu, Chartumie, przyjął ustawę dotyczącą obywatelstwa. Wynika z niej, że każdy obywatel, który przyjmie obywatelstwo nowo powstałej Republiki Południowego Sudanu automatyczne zrzeka się obywatelstwa sudańskiego. W planach jest również wprowadzenie wiz wjazdowych dla obywateli obydwu państw.
Do Sudanu Południowego przybywają również obywatele z sąsiednich państw afrykańskich, głównie z Etiopii, Erytrei, Kenii i Ugandy.
"Ja tu nie przyjechałem żeby budować nowe państwo, ja tu przyjechałem brać - powiedział PAP Sam, ugandyjski hydraulik pracujący w Dżubie. - Jak zarobię chociażby 50 funtów (ok. 18 USD) zaraz wysyłam żonie do Ugandy, dlaczego miałbym inwestować w Sudanie Południowym. Ja muszę rozwinąć mój kraj".
"W Etiopii lekarze lub inżynierowie zarabiają ok 300 dol. miesięcznie, tu ze względu na brak wykwalifikowanych pracowników zarabiają nawet po 3000 tys. - powiedział PAP Abraham Atsbaha, etiopski biznesmen. - Tu możliwości są nieograniczone, można robić interes na wszystkim, na rynku nie ma żadnej konkurencji".
Dżuba jest jedną z najbiedniejszych stolic świata, ale również jedną z najdroższych. Przeciętna cena za nocleg w hotelu to 100 USD, w restauracjach ceny europejskie. Żywność na targu również jest droga, ponieważ w 90 proc. pochodzi z importu. Kilogram pomidorów kosztuje 2 dol., litr mleka w kartonie ok. 3 dol.