Do eksplozji doszło niedaleko dworca kolejowego w dzielnicy Spandau na zachodzie Berlina, na trasie łączącej stolicę Niemiec z Hamburgiem i Hanowerem. Policja znalazła jedynie pozostałości bomby zapalającej i dlatego przypuszcza, że mogła ona eksplodować już we wtorek albo w poniedziałek. Nikt nie został ranny.

Reklama

Kolejne materiały zapalające znaleziono w środę także między dworcami Schoeneberg i Suedkreuz na południu Berlina. W tym miejscu wstrzymano ruch pociągów dalekobieżnych, regionalnych i kolejki miejskiej.

Już od poniedziałku pracownicy kolei natrafiają na pozostawione na torach kolejowych w Berlinie butelki z benzyną z zapalnikiem czasowym. Do prób ataków na kolei przyznała się w internecie skrajnie lewicowa grupa "Hekla", która poprzez "akcje sabotażu" chce zaprotestować przeciwko zaangażowaniu niemieckich wojsk w Afganistanie, sprzedaży niemieckich czołgów do Arabii Saudyjskiej, ale także zbyt stresującej codzienności. Paraliż na kolei ma zmusić mieszkańców Niemiec do wolniejszego trybu życia - wynika z oświadczenia ekstremistów.

Niemiecki minister transportu Peter Ramsauer potępił w środę próby zamachów na kolei. Jak oświadczył, te "zbrodnicze, terrorystyczne ataki" zagrażają bezpieczeństwu wielu ludzi.