Wojsko, jak podają Komitety Koordynacji Lokalnej, strzelało do tłumów m.in. w Damaszku i na jego peryferiach oraz w Aleppo na południu kraju.
Syryjczycy demonstrowali pod hasłem "Dzieci z Huli - pochodniami zwycięstwa". Powtarzało się ono w wielu miejscach, gdzie trwały pochody protestacyjne.
Tymczasem siły zbrojne prezydenta Baszara el-Asada kontynuowały w piątek masakrę ludności kilku osiedli noszących wspólną nazwę Hula w prowincji Hims, ostrzeliwując je z dział i moździerzy.
Masakra spowodowała masowy exodus ludności Huli. Mieszkańcy uciekają do sąsiednich miejscowości, głównie do Burh al Kai. Liczy ono tysiąc mieszkańców, ale w ciągu 24 godzin przyjęło 5 000 uciekinierów. Znajdują schronienie w budynkach instytucji publicznych.
Rząd utrzymuje, że odpowiedzialność za śmierć ponad stu cywilów w Huli ponoszą rebelianci.
Ambasador Syrii przy instytucjach ONZ-owskich w Genewie, Fajsal Chabbas Hamui, oświadczył w piątek, że odpowiedzialność za masakrę "spada na terrorystów".
Tymczasem biuro Wysokiej Komisarz ONZ ds. praw człowieka Navi Pillay ustaliło na podstawie uzyskanych informacji, że sprawcami masakry w Huli były zbrojne milicje Szabiha, współdziałające z armią syryjską.
Ofiarą dokonywanych przez nie zbiorowych egzekucji oraz ostrzału artyleryjskiego padło 108 cywilów. Od ognia artyleryjskiego według biura Wysokiej Komisarz zginęło "niespełna 20 osób", podczas gdy pozostali zostali zabici w zbiorowych egzekucjach.