Plan ma być prosty - najpierw lotnictwo i pociski cruise zniszczą obronę przeciwlotniczą, potem na niebie panować już będą tylko samoloty amerykańskie, które zniszczą siły naziemne, walczące z powstańcami. Czyli czeka nas powtórka z Libii. Realizacja planu - podaje RMF FM - będzie jednak trudna. Syryjska obrona przeciwlotnicza jest lepiej wyszkolona i wyposażona niż libijska.
Do tego plan Amerykanie nie będą mogli zaatakować bez zgody ONZ, a na to się nie zanosi - Chiny i Rosja zawetują rezolucję, która zezwoli na użycie siły wobec Syrii. Nie można też zapominać o rosyjskich okrętach wojennych, które płyną w kierunku Bliskiego Wschodu.