Boeing zniknął z radarów w niecałą godzinę po starcie z lotniska w stolicy Malezji, Kuala Lumpur. Maszyna leciała do Pekinu. Do tej pory poszukiwania, koordynowane przez Malezję, a prowadzone przez wiele państw, nie przyniosły żadnych rezultatów. Liczba możliwych teorii, tego co się wówczas stało, rośnie z dnia na dzień.
Porwanie
To scenariusz, który ma najwięcej zwolenników. Jednym z nich jest m.in. premier Malezji, Nadżib Razak. W sobotę na specjalnie w tym celu zwołanej konferencji powiedział, że maszyna mogła zostać porwana, a porywacze mogli wyłączyć system łączności samolotu i skierować go na nowy kurs. Tak, aby nie można go było wykryć na radarach.
Nie milkną przy tym głosy, że za sterami mogli siedzieć piloci-porywacze albo też osoby, które dostały się na pokład na podstawie fałszywych paszportów.
Katastrofa
Część osób zakłada, że doszło do katastrofy, choć nadal brakuje informacji, gdzie maszyna Malaysia Airlines mogłaby się rozbić. Być może wpadła do oceanu lub roztrzaskała się w dżungli. Eksperci zwracają jednak uwagę, że piloci nie wysłali sygnału SOS.
Przez kilkoma dnia pojawiła się też informacja, że samolot mógł się rozbić obok Wietnamu, na malezyjskich wodach terytorialnych - znaleziono tam ślady ropy. Na szczątki boeinga nie natrafiono.
Atak terrorystów…
Taka teoria także jest rozważana.
- Bierzemy pod uwagę wszystkie możliwości, ale jest za wcześnie, by wyciągać jakiekolwiek wnioski - przekonywał przed kilkoma dniami premier Razak.
Jeśli taki scenariusz okazałby się jednak prawdziwy, to terroryści musieliby wylądować (jeśli w ogóle byłoby to możliwe) w miejscu, które ma wystarczająco długi pas startowy. Jeden z pilotów wskazuje, że maszyna mogła wylądować na wyspie Car Nicobar w łańcuchu Nikobarów. Pas startowy liczy tam 2,7 km.
… czy zuchwałość pilota
Przyjmuje się także, że boeing mógł wlecieć nad obszar kontrowany przez talibów. Jedna z wersji mówi, że ostatni sygnał satelitarny samolotu miał być wysłany z ziemi, podał "Independent". Rzecznik Malaysia Airlines, poinformował, że władze Malezji czekają teraz na zgodę na przeszukanie terenu południowego Afganistanu i północno-zachodniego Pakistanu.
Na to, aby samolot pasażerski mógł przelecieć niezauważony nad tak wysoce zmilitaryzowanym terenem, musiałoby złożyć się kilka czynników - niezwykle zaawansowana nawigacja, zuchwałość pilota, ale też np. błąd monitoringu lotów międzynarodowej kontroli przestrzeni powietrznej.
Zmiana trasy
Dwa źródła, na które powołuje się Reuters, podają, że po zniknięciu z radarów maszyna Malaysia Airlines zawróciła i miała przelecieć nad Półwyspem Malajskim w stronę Andamanów. To bezludne wyspy - zaledwie 37 z ponad 500 jest zamieszkanych. Samolot miał pokonać trasę wyznaczoną przez kolejne punkty nawigacyjne, a to oznaczałoby, że za jego sterami siedziała wówczas osoba, która miała licencję pilota. Samolot miały zarejestrować wojskowe radary.
Złoto na pokładzie
Ale być może samolot został przejęty z powodu znajdującego się na jego pokładzie drogocenne ładunku.
Jak przekonywał na antenie kapitan Dariusz Sobczyński, pilot boeingów, ci mają się tera wymieniać między sobą informacjami, że w malezyjskim samolocie było kilka ton złota. Taką informację miał przekazać jeden z pilotów Malaysia Airlines. Bliższych szczegółów jednak nie ujawniono.
A może zderzenie z UFO
Jedna z teorii - choć większość ekspertów z branży podchodzi do niej bardzo sceptycznie - mówi też o zderzeniu z dronem lub innym niezidentyfikowanym obiektem latającym.
- Pojawiła się koncepcja, że mógł to być samolot bezpilotowy, ale one latają zdecydowanie niżej. Chyba, że boeing był już na wysokości takiej, gdzie drony poruszają się bez żadnego problemu - przekonywał w mediach były szef WSI gen. Marek Dukaczewski.