Dzięki staraniom dziennikarzy Irina Dowgań jest już bezpieczna i przebywa wraz z rodziną w Kijowie. Dwa tygodnie po "słupie hańby" mówi Polskiemu Radiu, że separatyści nie mają litości dla zatrzymanych przez nich osób.

Reklama

Byłam przez nich traktowana jak rzecz. Najstraszniejsze było zastraszanie na tle seksualnym. Znęcano się nade mną, opisując, co się ze mną stanie, jeśli nie złożę żądanych przez nich zeznań. To było najgorsze. W porównaniu do tych gróźb, nawet fizyczne znęcanie się nade mną, takie jak bardzo mocne uderzenia na przykład kolbami pistoletów, strzały obok szyi, czy mocne uderzenia w głowę nie były dla mnie tak straszne.

Irina Dowgań zwraca uwagę, że w Ługańsku czy Doniecku bardzo łatwo trafić do aresztu. Opowiedziała historię człowieka, na którego telefonicznie doniesiono, że miał rzekomo molestować dzieci. Separatyści po 15-20 minutach wieźli już go do aresztu. - Słyszałam to wszystko. Słyszałam jak go bito. Bardzo głośno krzyczał. Słyszałam jak zaczęli go rozbierać i mówiono o gwałcie. To było nawet straszniejsze niż to, czego doświadczałam osobiście. Krzyczałam razem z tym człowiekiem. Z potwornego strachu. Nie będąc tam, nawet nie jesteście świadomi do jakiego bezprawia i barbarzyństwa tam teraz dochodzi - mówi Irina Dowgań.

Jak dodaje, wielu spośród oprawców to mieszkańcy kaukaskich republik, wchodzących w skład Federacji Rosyjskiej - Osetyńczycy czy Czeczeni. Udało jej się też rozpoznać Rosjanina - po sposobie mówienia.