W 2015 roku Le Pen opublikowała na swoim profilu na Twitterze zdjęcia przedstawiające brutalne egzekucje zakładników przez dżihadystów z Państwa Islamskiego (IS), w tym egzekucję amerykańskiego dziennikarza Jamesa Foleya, który został ścięty przez terrorystów. Marine Le Pen opatrzyła te zdjęcia komentarzem: "To jest Daesz", używając arabskiego akronimu IS.

Reklama

Opublikowanie fotografii przez liderkę Frontu Narodowego wywołało we Francji oburzenie. Prokuratura może postawić jej zarzut rozpowszechniania obrazów przedstawiających przemoc, za co grozi kara do trzech lat więzienia i 75 tys. euro grzywny.

Francuskie organy ścigania prowadza też śledztwo wobec Le Pen w związku z zarzutami, że opłacała pracowników partii z funduszy Parlamentu Europejskiego, które - zgodnie z unijnymi regułami - powinny być wykorzystywane tylko do płacenia asystentom za pracę dla eurodeputowanych. Europosłanka odmówiła niedawno stawienia się na przesłuchanie w prokuraturze w Nanterre w tej sprawie, powołując się na swój immunitet.

Parlament Europejski zażądał już od Le Pen zwrotu blisko 340 tys. euro za zatrudnienie dwojga asystentów niezgodnie z regulaminem. Od lutego europosłance potrącana jest połowa wynagrodzenia.

Le Pen uważa, że prowadzone wobec niej postępowania są umotywowane politycznie. Jest ona obecnie liderką w sondażach przed pierwszą turą wyborów prezydenckich we Francji w kwietniu, ale z sondaży wynika, że w drugiej turze w maju zostanie pokonana przez centrystę Emmanuela Macrona albo reprezentanta republikańskiej prawicy Francois Fillona.