Saksońska minister ds. integracji Petra Koepping w wywiadzie dla "Sueddeutsche Zeitung" krytykuje bierność społeczeństwa obywatelskiego w walce z radykalizmem i twierdzi, że sami politycy nie są w stanie zaradzić temu zjawisku.
Polityk wskazuje, że "obecnie prawicowi radykałowie mieszają się z ludźmi, którzy mogą mieć zmartwienia i trudności" i ocenia, że zmobilizowanie tysięcy ludzi przez te środowiska to "nowa jakość".
"Mieszkańcy Chemnitz po śmierci człowieka w ich mieście stawiali uzasadnione pytanie: Jak miasto może mnie chronić? Prawicowi radykałowie wykorzystują to (...)" - powiedziała Koepping. Minister przypomina, że podczas wcześniejszych demonstracji skrajnej prawicy w Saksonii, w tym antyislamskiego i antyimigranckiego ruchu Pegida, dochodziło do rozmów przedstawicieli władz z protestującymi. W jej ocenie w tym tygodniu nie byłoby to możliwe. "Ludzie w Chemnitz nie chcieli ze mną rozmawiać, nastrój był bardzo agresywny" - ocenia.
Socjolog młodego pokolenia Matthias Quent w "Die Welt" wskazuje natomiast, że nie jest zbytnio zaskoczony liczebnością demonstracji w Chemnitz, podkreślając, że radyklane środowiska w Saksonii są silne. Zaznacza jednocześnie, że "po raz pierwszy udało się (im) zgromadzić szersze spektrum" po prawej stronie sceny politycznej.
"Takie spontaniczne przybycie (na demonstracje) w roboczy dzień nie jest dla wszystkich. Liczba była prawdopodobnie spowodowana tym, że uczestniczyli (w nich) >normalni< mieszkańcy Chemnitz" - zauważa. Ocenia również, że "mobilizacja do wyjścia na ulice nie jest szczególnie skuteczna, gdy wychodzi od neonazistów".
Jego zdaniem radykalna prawica wykorzystuje do mobilizacji islamistyczne ataki terrorystyczne oraz przypadki przemocy. "Każde zdarzenie jest traktowane jako okazja do odrzucenia imigracji jako takiej" - twierdzi.
"Przemoc jest odrzucana przez większość, gdy ten kto ją stosuje jest agresorem. Ale jest inaczej, gdy można przedstawić agresję jako obronę lub samoobronę. Jeśli zatem uchodźcy są opisywani jako >najeźdźcy<, którzy chcą zniszczyć nasz kraj, przemoc stosowana wobec nich nie jest już aktem agresji i jest mniejszym tabu. Ta próba uzasadnienia przemocy jest głównym ideologicznym posunięciem nowych prawicowych radykałów" - ocenia socjolog.
Z kolei Heike Klovert oraz Silke Fokken zastanawiają się na portalu tygodnika "Der Spiegel" czy szkoły w Saksonii "w wystarczającym stopniu przybliżają demokrację dzieciom". Zaznaczają, że nauka o społeczeństwie w każdym z niemieckim landów wygląda inaczej, a w Saksonii przeznacza się na nią mniej czasu niż w innych krajach związkowych. "Powstaje pytanie ile politycznej edukacji można w ogóle uzyskać podczas lekcji" - zauważają publicyści.