Nad Neapolem unosi się łuna z palących się ogromnych stert nieczystości. Nie ma ich dokąd wywozić, bo wszystkie okoliczne wysypiska śmieci zostały zamknięte. Ale mieszkańcy Neapolu, mimo że brodzą po kolana w brudzie, nie zgadzają się na otwarcie nowego.

Reklama

Ludzie obawiają się wpływu na ich zdrowie spalarni śmieci, która ma się znaleźć na wysypisku. Dlatego w nocy stoczyli w przeznaczonym na nią miejscu regularną wojnę z policją. Obrzucili mundurowych kamieniami i petardami. Podczas zamieszek spłonęły cztery miejskie autobusy.

Naukowcy próbują tłumaczyć, że spalarnie odpadów nie szkodzą ludziom, za to prawdziwym niebezpieczeństwem dla ich życia i zdrowia jest podpalanie zalegających w mieście śmieci.

Każdego dnia strażacy gaszą nawet sto pożarów - zdesperowani mieszkańcy podpalają sterty odpadów. Specjaliści boją się, że w ten sposób zostaną uwolnione do atmosfery bardzo trujące związki chemiczne - dioksyny.

Jakby tego było mało, niemal wszędzie wywóz śmieci oraz wysypiska kontroluje miejscowa mafia, która z pobieranych haraczy czerpie ogromne zyski. Przyznał to nawet włoski minister ochrony środowiska, oskarżając kamorrę o pogłębianie kryzysu.

O podjęcie zdecydowanych działań w celu rozwiązania kryzysu zaapelował do rządu Romano Prodiego prezydent Giorgio Napolitano, przebywający na urlopie na wyspie Capri w pobliżu Neapolu.

Politycy skrajnej prawicy domagają się nawet wysłania wojska do miasta, pogrążonego w coraz większym chaosie.