"Dowody przedstawione przez obronę, która przekonuje, że Aleksanjan powinien trafić do specjalnego zakładu karnego, nie odpowiadają rzeczywistości" - stwierdziła sędzina i tym samym skazała byłego wiceszefa Jukosu na śmierć w więziennej celi.

Reklama

"Jak to tak? Co to ma być?" - tak na orzeczenie zareagował Aleksanjan, zamknięty w żelaznej klatce wychudzony i wyniszczony przez choroby człowiek. Ale ani wyniki badań lekarskich, ani nawet specjalny list od szefa aresztu, w którym siedzi Rosjanin, nie przekonały sądu do przeniesienia go na oddział szpitalny. Z drugiej strony sąd spieszy się z rozpoczęciem procesu, by Aleksanjan przypadkiem nie umarł przed ogłoszeniem wyroku.

Katusze byłego wiceszefa Jukosu mają związek z ciągnącymi się od lat procesami dawnych prezesów spółki - Michaiła Chodorkowskiego i Płatona Liebiediewa. Ten ostatni zapowiedział nawet ostatnio, że przyzna się do wszystkich zarzutów, by Aleksanjan mógł wreszcie trafić do kliniki i zacząć leczenie. Jednak śmiertelnie chory Rosjanin mówi: "Tu nie ma żadnej winy" i tak naprawdę nie ma do czego się przyznawać.

Aleksanjan wie, że gdyby zaczął mówić, jego sytuacja z miejsca by się poprawiła. "Powiedzieli mi: będziesz mówił to, czego potrzebujemy. Chcieli wykorzystać sytuację i zrobić ze mnie kapusia, ale ja się ich nie boję" - zapewnia.

Dlatego sąd bezlitośnie odrzuca wszystkie wnioski obrony i konsekwentnie wyniszcza byłego współpracownika Michaiła Chodorkowskiego. Za kilka dni Aleksanjan znów zostanie przyprowadzony do sądu. Będzie odpowiadał za przywłaszczenie cudzego mienia, pranie brudnych pieniędzy i całą listę innych przestępstw. Nikt nie ma wątpliwości, że zostanie skazany.

Reklama