Trzej młodociani zwyrodnialcy z Dublina, którzy tydzień temu zadźgali tam śrubokrętem dwóch Polaków, nie pójdą siedzieć za morderstwo - sugeruje irlandzki "Sunday Tribune". Tygodnik pisze, że świadkowie, którzy widzieli, jak członkowie gangu znęcają się nad 27-letnim Mariuszem Sz. i 29-letnim Pawłem K., plączą się w zeznaniach. A to oznacza, że sąd nie będzie mógł skazać bandytów, bo nie będzie miał dostatecznych dowodów na ich winę.
Nie wiadomo, dlaczego świadkowie, którzy widzieli kaźń dwóch Polaków, mijają się w zeznaniach. Być może są zastraszeni. Wiadomo natomiast, że jeśli relacje świadków nadal będą się różnić, policja i prokuratura nie zdobędzie dostatecznych dowodów przeciwko trzem irlandzkim chuliganom.
Problem tkwi w tym, że nie wiadomo, czy śrubookrętem dźgał 15-latek, 17-latek, czy 19-latek. Wszystkich można oskarżyć o pobicie, ale jeśli organy ścigania nie dowiedzą się, który z nich zadawał śmiertelne ciosy, udowodnienie mordestwa będzie trudne.
W Irlandii bowiem, by skazać kogoś za morderstwo, należy "wykluczyć wszelką uzasadnioną wątpliwość, co do tożsamości sprawcy i jego winy". Jeśli więc jest choć cień niepewności, co do tożsamości sprawcy i jego winy, nie może on zostać skazany.
Polacy zostali napadnięci w poprzednią sobotę przed sklepem z frytkami w dublińskiej dzielnicy Drimnagh. Według relacji świadków, bezpośrednią przyczyną napaści było to, że Polacy pokłócili się z młodocianymi chuliganami, którzy ich zaczepiali. Chwilę potem oprawcy dźgali Polaków śrubokrętem w głowy i w szyje. Pierwszy zmarł 27-letni Mariusz Sz. Kilka dni później w szpitalu umarł również 29-letni Paweł K. Obaj mieli dobrą opinię wśród irlandzkich sąsiadów.