Było spokojne sobotnie popołudnie na nowojorskim Manhattanie. Niespodziewanie, spadający kawałek stali przeciął jedną z lin mocujących dźwig do konstrukcji stawianego wieżowca i w efekcie żuraw odczepił się. Fragmenty przewracającego się dźwigu praktycznie zrównały z ziemią czteropiętrowy ceglany budynek i uszkodziły trzy inne.
Zginęło czterech robotników pracujących na dźwigu, siedemnaście osób jest rannych. Trzy są w stanie krytycznym - potwierdził burmistrz Nowego Jorku Michael Bloomberg. W 4-piętrowy domu, który według świadków "rozpadł się jak domek z kart", był bar. "Na szczęście nieczynny. W środku była dwójka ludzi. Jednego człowieka wyciągnęliśmy żywego, nie wiemy co z drugim" - mówi Bloomberg.
"To cud! Gdybym nie oglądał meczu Yankees, przyszedłbym do pracy wcześniej i zginął" - mówi telewizji CNN właściciel baru, który w mgnieniu oka przestał istnieć. Mężczyzna obawia się, że jeden z jego pracowników został pogrzebany żywcem w budynku.
"To był całkowicie nieprawdopodobny wypadek. Gdyby ten kawałek stali spadł odrobinę bardziej na lewo lub na prawo, nic by się nie stało" - komentuje tragedię Stephen Kaplan, właściciel budującej ten wieżowiec firmy Reliance Construction Group. Zastrzegł jednak, że nie poczuwa się do odpowiedzialności za wypadek, bowiem dźwig obsługiwała podnajmowana przez niego firma.
Okoliczni mieszkańcy wielokrotnie zwracali władzom miasta uwagę na nieprawidłowości przy budowie drapacza chmur. Ich zdaniem, budynek powstawał zbyt szybko, a dźwig był za słabo do niego przymocowany. Inspekcje wykazywały jednak, że wszelkie normy są spełnione.
Dwa dni temu podobna katastrofa budowlana wydarzyła się w Jekaterybngurgu na południu Rosji. O wiele mniejszy dźwig nagle runął na robotników pracujących na placu budowy. Dwóch ludzi zginęło. Zobacz nagranie, na którym widać jak dźwig upada.