Prezydent w swoim wystąpieniu w Ogrodzie Różanym zapowiedział, że kieruje do stolicy USA "tysiące ciężko uzbrojonych żołnierzy, członków personelu wojskowego i służb bezpieczeństwa, by zakończyć zamieszki, plądrowanie, wandalizm, napaści oraz bezmyślne niszczenie mienia".

Reklama

Po początku obowiązywania godziny policyjnej w Waszyngtonie służby bezpieczeństwa zaczęły ją ściśle egzekwować. Skrzyżowania w centrum miasta zablokowano; Biały Dom otoczyła policja. Na ulicach widać było oddziały Gwardii Narodowej, straży granicznej, a nawet Agencji do Walki z Narkotykami (DEA). Na miejscu był przewodniczący kolegium szefów sztabów sił zbrojnych USA generał Mark Milley.

Tłum rozbijano na mniejsze grupy i spychano na ulice oddalone od Białego Domu. Używano granatów hukowych, flar oraz gazu łzawiącego. Nad miastem nisko latały wojskowe śmigłowce; jeden zszedł nawet poniżej poziomu dachów budynków. Demonstrujący wygrażali śmigłowcom i wykonywali w ich kierunku wulgarne gesty. To nie jest Bagdad, to Ameryka - mówił jeden z nich.

Noc z poniedziałku na wtorek była zdecydowanie spokojniejsza niż w weekend. Ulice niemal opustoszały, nie słychać było śmigłowców oraz policyjnych syren. Dziennik "Washington Post" poinformował o jednym budynku, w którym schowało się 100 protestujących.

Kontrowersje budzi użycie przez służby gazu łzawiącego, by przepędzić protestujących sprzed Białego Domu i utorować drogę Trumpowi do pobliskiego kościoła episkopalnego św. Jana. W poniedziałek wieczór prezydent wyszedł ze swojej rezydencji i na chwilę przystanął przed tą świątynią, gdzie z Biblią w prawej dłoni pozował do zdjęć.

Krok ten skrytykowały władze kościoła, który w ostatnich dniach był w epicentrum protestów. "Wszystko, co powiedział i zrobił (Trump), służy wznieceniu przemocy" - oceniła biskup Mariann Budde. Dodała, że nikt z Białego Domu nie kontaktował się z nią w kwestii przyjścia prezydenta przed świątynię.

Używanie gazu wobec pokojowo protestujących, tylko po to, by prezydent mógł pozować do zdjęć przed kościołem, hańbi każdą z wartości, których uczy nas wiara - napisała natomiast na Twitterze szefowa Izby Reprezentantów, Demokratka Nancy Pelosi.