Aż 39 proc. mieszkańców Starego Kontynentu deklaruje, że jest gotowa wycofać swój sprzeciw wobec atomu. Stawiają tylko jeden warunek: chcą, aby reaktory nowej generacji w sensowny sposób rozwiązały problem składowania odpadów radioaktywnych - głosi najnowszy sondaż przeprowadzony na zlecenie Komisji Europejskiej. Bruksela traktuje jego wynik jako dowód, że pryncypialna niechęć do energii jądrowej, z której przez lata słynęli mieszkańcy Europy, przechodzi do historii.
Przewodniczący Komisji Jose Manuel Barroso, zadeklarowany zwolennik energii atomowej, od kilku miesięcy powtarza, że istnieją już metody bezpiecznego składowania odpadów jądrowych, i deklaruje, że Unia Europejska jest gotowa zaangażować się finansowo w ich upowszechnienie. Zdaniem Brukseli gra warta jest świeczki. Europa potrzebuje bowiem coraz więcej energii, a gaz, traktowany w ostatnich latach jako alternatywa dla ropy naftowej, zszedł na drugi plan z obawy przed rosyjską "dyplomacją rury" i uzależnieniem od kaprysów Kremla. Z powodów ekologicznych nikt nie traktuje też poważnie powrotu do węgla. Pozostają więc tylko wciąż mało wydajna energia ze źródeł odnawialnych oraz właśnie atom. "Ten ostatni to dziś optymalne rozwiązanie. Wymaga wprawdzie dużych inwestycji, ale jest najmniej szkodliwy dla środowiska naturalnego i najtańszy w wytwarzaniu" - przekonywał Barroso w niedzielę w rozmowie z niemieckim dziennikiem "Bild".
Proatomowy trend zaczyna docierać już nawet do krajów, które do tej pory uchodziły za najbardziej zatwardziałych przeciwników elektrowni atomowych. "Rezygnacja z energii jądrowej wydaje mi się nonsensem i hipokryzją" - mówiła kilka tygodni temu kanclerz Niemiec Angela Merkel. Jej partia CDU pod koniec czerwca w specjalnym dokumencie strategicznym zdecydowanie opowiedziała się za rozwojem sektora nuklearnego w niemieckiej energetyce. Chadecja nie ukrywa, że gdy tylko uda jej się po wyborach w 2009 r. wyplątać z niewygodnej kolacji z SPD, natychmiast odwoła decyzję o zamknięciu 17 niemieckich reaktorów atomowych, którą lewicowy rząd Gerharda Schroedera podjął osiem lat temu.
Jeszcze dalej idą Włosi, którzy przed 21 laty na fali szoku po katastrofie w Czarnobylu wypowiedzieli się w referendum za zamknięciem czterech istniejących siłowni i od tamtego czasu w ogóle nie produkują własnej energii jądrowej. Teraz jednak świeżo zaprzysiężony rząd Silvio Berlusconiego zapowiada, że jednym z jego priorytetów będzie powrót Włoch do klubu producentów energii nuklearnej. "Zbudujemy w tym kraju reaktory nowej generacji. Powrót do energii jądrowej jest jedynym sposobem na pozyskiwanie energii w zgodzie z normami ochrony środowiska przy jednoczesnym obniżaniu cen energii" - ogłosił nowy minister rozwoju gospodarczego Claudio Scajola.
Włosi czy Niemcy nie są wyjątkami. Jeszcze w 2006 r. rząd Holandii wstrzymał zamknięcie elektrowni w Borssele. Pod koniec marca prezydent Francji i premier Wielkiej Brytanii podpisali szereg umów, ktore mają zapewnić powiększenie brytyjskiej infrastruktury nuklearnej o 18 nowych reaktorów. Sarkozy i Brown mówili wręcz przy tej okazji o nowej atomowej Entencie, w którą gotowi są zainwestować nawet kilkadziesiąt mld euro.
"To już nie są odosobnione przypadki. Europa coraz odważniej przestawia się na energię jądrową" - mówi DZIENNIKOWI Steve Kidd ze Światowego Stowarzyszenia Energii Nuklearnej. "W latach 80. można było z przyczyn ideologicznych bojkotować atom, bo baryłka ropy kosztowała mniej niż 50 dol., a nikt poważnie mówił o ochronie środowiska. Dziś, gdy ropa jest warta prawie 100 dol. więcej, a Unia chce być ekologicznym prymusem i redukować emisję dwutlenku, atom to jedyne możliwe rozwiązanie" - dodaje Antony Frogatt z londyńskiego Chatam House.
p
RAFAŁ WOŚ: Był pan jednym z pionierów w propagowaniu energii jądrowej w UE. Musi pan z zadowoleniem obserwować sygnały, że coraz więcej europejskich państw stawia na atom.
VYTAUTAS LANDSBERGIS: Tak, atmosfera wokół atomu zmienia się na lepsze niemal z tygodnia na tydzień. Dziś nie dyskutujemy już w Europie o tym, czy nowe elektrownie są potrzebne, ale jak, ile i gdzie powinno się je zbudować. Atom jest uważany za coraz mniej niebezpieczny, a coraz bardziej konieczny.
Skąd ta zmiana europejskiej opinii publicznej?
Początkowo kraje starej Unii uważały, że przyszłość należy do gazu. Okazało się jednak, że kraj, który posiada największe złoża tego surowca na świecie, czyli Rosja, nie jest godnym zaufania dostawcą. Kreml w bezczelny sposób wykorzystuje gaz do realizacji swoich imperialnych zapędów. Na szczęście Europa przejrzała rosyjską grę.
Czy atom jest ratunkiem przed uzależnieniem od Rosji?
Bez wątpienia. Oczywiście nikt nie chce rezygnować z pozostałych źródeł energii: z gazu i ropy oraz źródeł odnawialnych. Chodzi o to, by dywersyfikować źródła energii, bo to zwiększa konkurencję i minimalizuje ryzyko monopolu. Skorzystać na tym powinni przede wszystkim konsumenci, którym jest wszystko jedno, skąd biorą energię. Dla nich liczy się, ile będą musieli za nią zapłacić. A energia jądrowa może przyczynić się do obniżenia naszych rachunków za prąd.
*Vytautas Landbergis, litewski europoseł, pierwszy prezydent niepodległej Litwy po upadku ZSRR