Historia lubi się powtarzać. W odpowiedzi na plany rozmieszczenia elementów amerykańskiej tarczy antyrakietowej w Europie Środkowo-Wschodniej, Rosja rozważa zwiększenie swojego zaangażowania na Kubie, nie wykluczając przy tym rozlokowania tam swoich żołnierzy - oznajmił w sobotę deputowany prokremlowskiej partii Jedna Rosja Andriej Klimow.

Reklama

To jak żywo przypomina kryzyst kubański z 1962 roku. Wtedy ZSRR wysłał na Kubę rakiety. Statki zawróciły, kiedy USA zdecydowały się wycofać z Turcji swoje instalacje rakietowe. Kuba usłyszała obietnicę nieagresji.

Teraz powodem tlącego się konfliktu są amerykańskie rakiety, które mają stanąć w Polsce. Odpowiadając na plany ich rozmieszczenia, Rosja zaczęła używać podobnego do Amerykanów języka. "Musimy bronić naszych narodowych interesów, także w dziedzinie bezpieczeństwa" - powiedział agencji RIA-Nowosti Klimow, podsumowując zakończoną w piątek trzydniową wizytę rosyjskiej delegacji na karaibskiej wyspie.

A to znaczy, że skoro Amerykanie mogą bronić swoich interesów w Polsce czy w Czechach, to Rosja może to robić na Kubie. Ale nie tylko tam. "Rosja musi zaznaczyć swą obecność w możliwie wielu regionach świata. W przypadku Kuby może chodzić zarówno o zaangażowanie gospodarcze jak i wojskowe" - podkreślił Klimow. Zaprzeczył jednak, jakoby Rosja zamierzała rozmieścić tam wycelowane w USA rakiety.