Pojawienie się dyktatora na stadionowych trybunach ma uspokoić plotki o ciężkiej chorobie, wylewie, a nawet śmierci Kim Dzong Ila. Jak twierdzi oficjalna północnokoreańska agencja prasowa, wszyscy przywitali go brawami, a fakt ukazania się przywódcy był dla kibiców o wiele ważniejszy niż sama gra.
Według agencji KCNA, po meczu Kim pogratulował obu drużynom, reprezentującym uniwersytet imienia Kim Ir Sena oraz uniwersytet kolejowy w Phenianie. "Rewolucyjni i bojowi studenci w naszym kraju są dobrzy w działalności artystycznej i sportowej, poświęcając całą swą mądrość i entuzjazm studiowaniu wiedzy dla kraju i narodu" - cytują wypowiedź dyktatora północnokoreańskie media.
Jednak nawet najnowsze zdjęcia Kima nie przekonają wielu zachodnich komentatorów, którzy już podejrzewają, że komunistyczne władze postawiły na trybunach... sobowtóra.
Pierwsze informacje o złym stanie zdrowia koreańskiego dyktatora pojawiły się 9 września, gdy Kim Dzong Il nie pokazał się na paradzie wojskowej. Południowokoreańscy dziennikarze twierdzili wtedy, że Kim Dzong Il miał wylew i nie jest w stanie rządzić Koreą Północną. Podejrzewano również, że dyktator zmarł lub zginął w zamachu, a władze utrzymują jego śmierć w najbłębszej tajemnicy.