Prezydent Andrzej Duda swoje przemówienie, wygłoszone podczas organizowanego przez prezydenta USA Joe Bidena Szczytu dla demokracji, poświęcił sytuacji na Białorusi. - Białoruś leży 180 kilometrów od Warszawy. Tam jest granica demokracji, a może nawet więcej - to przepaść między demokracją a jej brakiem - ocenił prezydent RP.

Reklama

Jak wskazał, na Białorusi nie ma dyskusji o systemie wyborczym, o polaryzacji, o mniejszościach i o ideologiach. - To luksus nas, ludzi Zachodu. Tam troską jest, jak wyciągnąć z więzień 900 osób, których jedyną winą było pragnienie wolnych wyborów. I jak odsunąć od władzy rządzącego od 27 lat dyktatora, który łamiąc wszelkie cywilizowane zasady, sfałszował głosowanie i spacyfikował protesty - podkreślił Duda.

"Składam solenną deklarację"

Prezydent przyznał, że mówi o Białorusi, ponieważ Polska wzięła na siebie przed laty zobowiązanie: być wsparciem dla demokracji w Europie Wschodniej. Wskazał, że jest to "piękne zadanie", ale ma ono swoje konsekwencje. - Jesteśmy przez to na celowniku propagandy Kremla, a od niedawna płacimy cenę w postaci operacji hybrydowej na naszej granicy, którą wywołał dyktator Aleksander Łukaszenka - zauważył.

- Byłem proszony o zobowiązania, więc składam solenną deklarację naszym białoruskim braciom i chcę, by usłyszano ją wszędzie na wschód od Polski: Polska pozostanie promotorem demokracji, bo uważam, że moja urodzona w 1995 roku córka, która nie żyła ani sekundy w dyktaturze i jej białoruska rówieśniczka, która nigdy nie widziała wolnych wyborów, to dwie równe sobie osoby o takich samych prawach - oświadczył Duda.

- Deklaruję jako Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej, że Białorusinki i Białorusini, których 180 tysięcy znalazło pracę lub schronienie w Polsce, będą traktowani przez nas jak bracia i jak najmilsi goście - zapewnił.

"Wspieranie demokracji ma swoją cenę"

Reklama

Prezydent oświadczył, że Polska jest świadoma, że wspieranie demokracji ma swoją cenę, choćby tę cenę, którą płaci dziś, gdy straż graniczna, policja i wojsko strzegą wschodniej granicy Unii Europejskiej "przed zemstą dyktatora, przed tyranią i pogardą dla człowieka".

- Mówię to nie tylko jako Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej. Mówię to jako Andrzej Duda, który w 2025 roku skończy swoją prezydenturę i odda władzę demokratycznie wybranemu następcy lub następczyni. A potem z dumą na powrót stanie się zwykłym obywatelem, po prostu wyborcą - dodał.

Prezydent przyznał, że wierzy, iż Białorusini i Białorusinki zobaczą kiedyś tę samą demokratyczną normalność, w której prezydenci się zmieniają, a pozostają oni - wolni obywatele, wolni i swobodni wyborcy.

- Apeluję do wszystkich z Państwa o solidarność w tej sprawie, apeluje o solidarność z Białorusią. Dziś to jedno z najważniejszych wyzwań demokratycznego świata - oświadczył Duda.