Ostatni atak shahedów odbijaliśmy kilka tygodni temu. Niszczymy 80-90 procent tych maszyn, zawsze pozostają jednak jakieś szpary. Drony lecą bardzo nisko i są ciche, lecz powolne. Nadlatują z różnych punktów i na czyją pozycję trafią, tam są zestrzeliwane – wyjaśnia dowódca jednej z takich grup, porucznik Ołeksandr.
Drony z Iranu
Rosja zaczęła kupować od Iranu drony-kamikadze w sierpniu ub. roku, zaś do masowych ataków na Ukrainę zaczęła wykorzystywać je we wrześniu. Są to głównie maszyny Shahed-136.
Na rozmowę z łowcami shahedów należy umówić się przed dowództwo Sił Zbrojnych Ukrainy. Delegowany przez nie oficer prasowy wyznacza spotkanie we wsi przy jednej z tras, prowadzących z Kijowa w kierunku punktów granicznych Ukrainy z Rosją i Białorusią.
W kolejnej wsi, na skrzyżowaniu zaśnieżonych, polnych dróg, w swoim samochodzie czeka porucznik Ołeksandr. Po powitaniu każe jechać za sobą. Wyboisty szlak prowadzi wzdłuż zrujnowanych rosyjskimi ostrzałami domostw i zabudowań gospodarczych. Łowcy shahedów zajmują pozycję na skraju lasu.
Chłopaki są doświadczonymi ochotnikami. Od początku wojny uczestniczyli w walkach, byli pod ostrzałem czołgów i artylerii. Latem przeszli szkolenie w walce z bezzałogowcami i od tej pory pełnią dyżur w tej okolicy – wyjaśnia dowódca.
Jak działa ekipa łówców dronów?
Ekipa łowców porusza się ciężarówką DAF, na której zamontowano działo przeciwlotnicze. Ciężarówka pochodzi z któregoś z zachodnich państw, a armata przeciwlotnicza ZU-23-3 z zasobów Azerbejdżanu. Dołączono do niej celownik polskiej produkcji, który bardzo dobrze wykonuje swoje funkcje – tłumaczy porucznik.
Załoga ciężarówki to cztery osoby. Trzech żołnierzy zajmuje się obsługą działa, czwarty zabezpiecza teren. Są doskonale umundurowani i wyposażeni w sprzęt osobisty. Na widok dziennikarza i fotografa zasłaniają twarze kominiarkami. Dowódca prosi, by zdjęcia robić wyłącznie aparatem fotograficznym. Używanie aparatu z telefonu komórkowego jest zakazane ze względu na geolokalizację, która umożliwia przeciwnikowi wykrycie stanowiska łowców.
Na prośbę porucznika ekipa prezentuje przygotowania do odbicia ataku dronów. Żołnierze opuszczają burty ciężarówki, by obsługiwana przez nich armata mogła obracać się wokół osi. Wrogich maszyn wypatrują przez lornetki.
Naszą zaletą jest mobilność. Poruszamy się samochodem, który po ostrzale może szybko przejechać w inne miejsce, żeby samemu nie trafić pod ostrzał przeciwnika – wyjaśniają wojskowi.
Takie załogi stacjonują w bazach wyruszając w teren, gdy tylko nadejdzie informacja o nalocie. Wyjeżdżamy na rozkaz; jeśli lecą cele, udajemy się na pozycje. Bywa że czekamy godzinę czy dwie. Po alarmie wracamy do bazy. Teraz jest mróz i śnieg, więc poruszanie się po polach jest ułatwione. Jesienią wracaliśmy cali w błocie – wspomina Ołeksandr.
Jego żołnierze nie są zbyt rozmówni, zapewniają jednak, że są doskonale przygotowani do swoich zadań. Robimy wszystko, by nie przepuścić rosyjskich dronów. Bronimy swoich domów – podkreśla jeden z nich.
Na początku stycznia minister obrony Ukrainy Ołeksij Reznikow szacował, że Rosja wykorzystała już 88 proc. irańskich dronów z ostatniej partii tych aparatów, która liczyła 750 sztuk. Są to najczęściej maszyny-kamikadze, które służą do jednorazowego użytku.
Według brytyjskich mediów Iran mógł jednak przekazać też Rosji nowe typy zaawansowanych, uzbrojonych dronów dalekiego zasięgu, które po zrzuceniu ładunku mogą wrócić do bazy.
Z Kijowa Jarosław Junko