Ukraińska armia poinformowała pod koniec maja tego roku, że w ramach elitarnego 425. Samodzielnego Pułku Szturmowego "Skała" utworzono kompania motocyklową – pierwszą w ukraińskiej armii.
Samobójcza taktyka "nowoczesnej kawalerii"
Na nagraniu propagandowym widać, że ukraińscy żołnierze ćwiczyli natarcia "rojami" motocykli. Na każdym jedzie po dwóch żołnierzy, wyposażonych w karabinki AKS-74U, czyli skrócone wersje popularnych AK-47.
"Podczas szkolenia żołnierze spędzili setki godzin za kierownicą i ćwiczyli strzelanie w ruchu, oddając tysiące strzałów" – komunikował pułk w mediach społecznościowych.
"W efekcie mamy nowoczesną kawalerię, której głównym zadaniem jest błyskawiczne wdarcie się na pozycje przeciwnika, przeprowadzenie szturmu i szybka zmiana kierunku uderzenia" – piali z zachwytu wojskowi PR-owcy.
Inne zdanie ma amerykański dziennikarz militarny David Axe, od lat uważnie obserwujący zmiany metod walki na froncie w Ukrainie. "Nowa ukraińska jednostka motocyklowa przyjmuje taktykę w stylu rosyjskim: szybką, krwawą i często skazaną na porażkę. To ryzyko, na które Kijów może nie być w stanie sobie pozwolić" – twierdzi. I wyjaśnia, dlaczego.
"Kosztuje wiele istnień, ale przynosi rezultaty"
Najczęściej natarcie rosyjskich jednostek motocyklowych wygląda tak, jak na poniższym, zupełnie nowym, nagraniu z siewierskiego kierunku frontu w obwodzie donieckim. W kierunku ukraińskich linii wyrusza mała grupa Rosjan na jednośladach – w tym wypadku chodzi o czterech żołnierzy.
Ponieważ są widoczni jak na dłoni, żołnierze armii Kijowa – w tym wypadku ze 114. Brygady Obrony Terytorialnej – zaczynają do nich strzelać z artylerii lub wysyłać drony-kamikadze. W tym wypadku zdaje się, że użyli obu środków, likwidując w mig cały oddział wroga.
Jednak ukraińscy żołnierze zaznaczają, że taktyka Rosjan tylko w pierwszej chwili wydaje się kompletnie desperacka i skazana na porażkę. "Kosztuje wiele istnień, ale czasem przynosi rezultaty" – wyjaśniają żołnierze elitarnej jednostki dronowej "Peaky Blinders" na Telegramie.
"Na przykład (do ataku- red.) rusza 20 motocykli – część zostaje zniszczona przez artylerię, inne przez drony, ktoś ginie na minach, a kogoś wyeliminuje nasza piechota w walce ogniowej. Ale kilka motocykli wciąż może przebić się do naszych pozycji" – czytamy w wpisie ukraińskich pilotów bezzałogowców.
Wystarczy kilku rosyjskich żołnierzy, by zdobyć przyczółek w ukraińskich liniach. Gdy ten się rozszerzy, może dojść poważniejszego przełamania. Słowem, rosyjscy dowódcy, wysyłając duże liczby motocyklistów, liczą, że jakaś ich grupa zdoła przedrzeć się przez ukraińskie miny, drony i artylerię.
"Za nimi idą kolejne grupy, jedna po drugiej" – relacjonują swoje doświadczenia "Peaky Blinders". Gdy jeden atak kończy się totalną zagładą Rosjan, kolejny już nie musi. A że nie jest to zupełna rzadkość na froncie, wskazuje fakt, iż w ostatnich tygodniach Rosjanie poczynili znaczne postępy terytorialne – oczywiście w realiach tej dość statycznej wojny.
Rosjan stać na tę taktykę, a Kijów? Ekspert puka się w głowę
David Axe wskazuje, że Rosja – która wciąż rekrutuje miesięcznie więcej żołnierzy niż traci – może sobie pozwolić na stosowanie taktyki okupionej tak wielką liczbą zabitych i rannych. Nie zanosi się, żeby jej rezerwuar ludzki szybko się wyczerpał, chociaż w ostatnim czasie obniżono premie dla nowych ochotników.
Tymczasem Ukraina, kraj wielokrotnie mniej ludny niż Rosja, z trudem opanowuje braki kadrowe na froncie. Dlatego też Axe’owi tworzenie jednostki motocyklowej, zwłaszcza w ramach elitarnego pułku "Skała", wydaje się nieuzasadnione.
"Ukraińcy mogą nie być tak skłonni ginąć w ten sposób" – podsumowuje amerykański dziennikarz.