Podział na Polskę solidarną i liberalną określał to, jaki ma być model redystrybucji publicznych pieniędzy także za pośrednictwem systemu podatkowego. Dziś, co pokazują przegląd programów partyjnych i nasza ankieta, zaczyna się on rozmywać.
Nadal jest wyraźny, jeśli chodzi o podejście do relacji wolny rynek – państwo. Tu najsilniej różnice widać na politycznych skrzydłach. Po jednej stronie mamy partię KORWiN, dla której optymalnym stanem jest absolutne zero państwa w gospodarce, a także Nowoczesną z hasłem przywrócenia wolności gospodarczej oraz Kukiza’15. Po drugiej partie lewicowe, które jak Partia Razem boją się korporacji albo jak Zjednoczona Lewica nie chcą urynkowienia usług publicznych, takich jak ochrona zdrowia, edukacja czy transport publiczny. Taką różnicę widać także wśród dwóch największych partii. Dla PO im mniej państwa, tym lepiej, gdy tymczasem PiS mówi o „nowoczesnym interwencjonizmie państwowym”.
Rola państwa w gospodarce
Interesujące jest stanowisko Platformy Obywatelskiej, według której „nowoczesne państwo w gospodarce powinno zanikać, czyli ograniczać swoją rolę do stróża bezpieczeństwa z jednej strony i kreatora realizacji strategii państwa z drugiej strony”. Co PO rozumie jako rolę regulatora i nadzorcy, a nie uczestnika procesów gospodarczych. Podobną opinię na ten temat ma Polskie Stronnictwo Ludowe, które widzi państwo tylko jako regulatora i arbitra na rynku. Lewica chce z kolei, by państwo było nie tylko „aktywnym regulatorem” rynków, ale jednocześnie powinno inicjować proces „reindustrializacji Polski”.
Stanowisko aspirującego do przejęcia władzy Prawa i Sprawiedliwości w sprawie roli państwa w gospodarce można streścić jednym zdaniem: zależy gdzie i zależy kiedy. Poseł PiS Paweł Szałamacha mówi, że trzeba brać pod uwagę sytuację konkretnych sektorów i ich otoczenie i do tego dostosowywać politykę państwa. Według niego polski rząd nie ma w tej chwili takiej strategii, dlatego powinna ona zostać przygotowana.
Zagraniczny kapitał i jego rola
Polityków dzieli również podejście do obecności kapitału zagranicznego i jego roli na polskim rynku. PO jest zdania, że w globalnym systemie gospodarczym przestaje być ważne, jaki „paszport” ma kapitał albo inne zasoby. Nie ma sensu „obrażać się” na zagraniczny kapitał, tylko trzeba się przygotować, by skutecznie z nim konkurować. Najlepiej gospodarką opartą na wiedzy, bo czasy prostej przewagi konkurencyjnej, jakimi są niskie koszty pracy, się kończą.
Inaczej sprawę widzi PiS. – Nigdy nie podpisałbym się pod hasłem, że kapitał nie ma narodowości – mówi Szałamacha. I deklaruje, że nie będzie polityki odstraszającej inwestorów, ale „wartością samą w sobie jest polska własność”.
Za „udomowieniem” gospodarki opowiada się PSL – choć myśli nie rozwija. Tego samego chce też Partia Razem – dodatkowo zależy jej również na zabezpieczeniu tego, by zagraniczni inwestorzy płacili podatki w Polsce. Zjednoczona Lewica natomiast chciałaby, żeby państwo dążyło do zwiększenia obecności polskiego kapitału w niektórych sektorach, np. w bankowym. ZL uważa przy tym, że szczególnymi preferencjami powinien cieszyć się polski biznes rodzinny, włącznie z ustanowieniem nowej kategorii spółek: spółki rodzinnej.
Najbardziej niechętni kapitałowi zagranicznemu są politycy Kukiz’15. Chcą przede wszystkim zmusić zagraniczne firmy do płacenia podatków w Polsce. Państwo powinno też wspierać polski kapitał w ekspansji na zagranicznych rynkach. To, co zostało sprzedane zagranicznym inwestorom (przemysł, banki, media), należy odzyskać. Jak? Tego już program Kukiz’15 nie precyzuje.
Podatki
Tak wyraźnego podziału nie ma za to w sprawach podatkowych. Tu coraz częściej jest mowa o takim kształcie systemu, który odciąża osoby najmniej zarabiające. W zasadzie klasyczne liberalne propozycje podatków równych dla wszystkich utrzymują partia KORWiN, która chce likwidacji większości obciążeń podatkowych, czy Nowoczesna ze swoim pomysłem 3 x 16, czyli obniżenia PIT, CIT i VAT do 16 proc. To kopia pomysłu PO 3x15 sprzed 10 lat. Co jest pewnym zaskoczeniem, w tej grupie jest też PSL. Z kolei PO mówi już nie tyle o obniżaniu podatków, ile o ich systemowej zmianie. „W Polsce nie potrzebujemy już zmian cząstkowych, wyrywkowych systemu podatkowego, ale przeciwnie, konieczne są w tym zakresie zmiany kompleksowe i systemowe” – tak PO opisuje nam swoją propozycję zmian. A pomysł na jednolity podatek, który ma kosztować 10 mld zł, to głównie zmniejszenie obciążeń podatkowych dla osób najmniej zarabiających i rodzin. W podobną stroną chce iść PiS. – Podatki powinny być umiarkowane, a administracja podatkowa kompetentna, nietoksyczna i przyjazna – wylicza poseł Paweł Szałamacha. Tyle że te cele, które PO chce osiągnąć za pomocą jednolitego podatku, PiS chce zrealizować przy użyciu wyższej kwoty wolnej i 500-złotowych dodatków na dzieci. W przeciwieństwie do PO propozycja PiS zakłada znaczące zwiększenie fiskalizmu, ponieważ propozycje partii mają kosztować co najmniej 40 mld zł, a skoro ma nie wzrosnąć deficyt budżetowy, to wydatki muszą mieć pokrycie w dochodach. Te pieniądze PiS zamierza zdobyć, uszczelniając system podatkowy i zwiększając obciążanie dużych firm unikających płacenia podatków.
W stronę zmiany rozkładu ciężarów podatkowych chcą iść także inne partie. – Państwo powinno być w większym stopniu finansowane przez banki, instytucje finansowe, osoby najbogatsze, Kościół, w mniejszym pracowników i emerytów – zapowiada Zjednoczona Lewica. „Nie może być tak, że podatki płacą Polacy i polskie małe i średnie firmy, ale już nie firmy zagraniczne” – brzmi „Strategia zmiany” Kukiz’15.
Ten przegląd podatkowych strategii pokazuje, że czeka nas droga zwiększania relacji dochodów podatkowych do PKB, choć dodatkowe obciążenia mają nie dotknąć większości podatników płacących dziś PIT, przeciwnie – większość z nich ma odnieść korzyści ze zmian.