Padło na pielęgniarkę oddziałową, bo to ona rozmawiała z mamą chorego chłopca, gdy ta błagała w szpitalu o pomoc dla dziecka. Pomocy się jednak nie doczekała, bo nie miała... skierowania od lekarza pierwszego kontaktu. "Pięć osób stało i jedna czy dwie osoby się wykłócały, że muszę mieć skierowanie" - mówiła TVN24 zrozpaczona matka.

Reklama

Kobieta wraz z synem pojechała po skierowanie do lekarza rodzinnego do Sierakowic. Dopiero w przychodni doczekała się pomocy. Niestety, zbyt późnej. "Lekarka natychmiast wezwała karetkę, bo jak usłyszałam, tętno dziecka było coraz słabiej wyczuwalne. Niestety, gdy karetka dojechała, Dawidek nie żył. Próbuję wyjaśnić, jak mogło dojść do tak tragicznego zdarzenia" - powiedziała serwisowi Naszemiasto.pl Barbara Kolmas, dyrektor kartuskiego szpitala.

Sześciomiesięczny Dawidek prawdopodobnie miał sepsę, czyli ciężkie ogólne zakażenie organizmu. Śledztwo w sprawie jego śmierci prowadzi prokuratura.