Prezydent Kaczyński, który wczoraj był na miejscy wypadku samolitu CASA, przyrównał szczątki samolotu do zgniecionego w kulkę papieru. A Dariusz Kiciński z Ochotniczej Straży Pożarnej w Mirosławcu opisywał: "Wrak to kupa aluminium. Nie wiadomo, gdzie koniec, a gdzie początek. Nie idzie rozpoznać, że to samolot".

Reklama

I rzeczywiście. O tym, że porozrzucane kawałki metalu były samolotem, przypomina tylko sterczący statecznik z wymalowaną biało-czerwoną szachownicą. Dobrze widoczny jest też numer taktyczny maszyny - 019. Pnie się w górę wśród drzew jak wstrząsający pomnik, wystawiony ku czci lotników, którzy tu stracili życie.

Zobacz film z miejsca katastrofy

Ta część lasu, na którą spadł samolot, jest wykoszona. Straszą poucinane drzewa - jedne bez koron, inne ścięte impetem naszyny na różnej wysokości. Potem maszyna uderzyła o nasyp kolejowy, biegnący tuż obok linii kolejowej. Jak mocne musiało to być uderzenie, skoro szyny są powyginane na długości kilkudziesięciu metrów...

Reklama

Cały teren jest usiany tysiącami kawałków metalu. Są przy torach i między drzewami. Od ponurej barwy lasu odcina się biało-czerwona taśma, którą Żandarmeria Wojskowa ogrodziła teren katastrofy.

Film nagrany wkrótce po katastrofie