Według pułkownika Wiesława Grzegorzewskiego, medialne doniesienia o tym, że to błąd pilota był powodem wypadku wynikają ze zmanipulowania słów przewodniczącego komisji badającej okoliczności katastrofy, płk Zbigniewa Drozdowskiego. Płk Grzegorzewski powiedział, że wyjaśnienie przyczyn zajmie najprawdopodobniej kilka miesięcy.

Reklama

Jak poinformowała Gazeta.pl, komisja bada wątek błędu pilota w oparciu o zeznania naocznego świadka tragedii. Miała ona ustalić, że podczas drugiej próby podejścia do lądowania pilot skrócił manewr, ściął tor lotu i zahaczył skrzydłem samolotu o drzewo. "Nic nie mogę potwierdzić. Jesteśmy na etapie zbierania dowodów, na wnioski przyjdzie jeszcze czas" - mówi Gazecie.pl przewodniczący Komisji Badania Wypadków Lotniczych, pułkownik Zbigniew Drozdowski.

Podobną informację podała również Informacyjna Agencja Radiowa - powołując się na źródła "zbliżone do Sił Powietrznych". Według nich, do momentu uderzenia w ziemię samolot był sprawny i sterowny. Do tragedii doszło zapewne, gdy pilot po pierwszym podejściu do lądowania robił krąg dookoła lotniska. Ze względu na niską podstawę chmur pilot leciał na bardzo małej wysokości i skoncentrował swą uwagę na światłach pasa startowego. Nie zauważył, że samolot traci wysokość. Przy tak niskim pułapie wystarczył moment, by doszło do tragedii.

Według lotniczej terminologii był to tzw. CFIT (Controlled Flight Into Terrain), czyli sytuacja gdy sprawny samolot uderza w ziemię w efekcie dezorientacji załogi, która nie zdaje sobie sprawy z tego, że traci wysokość.

Reklama

23 stycznia wojskowy samolot transportowy CASA C-295M rozbił się podchodząc do lądowania na lotnisku w Mirosławcu. Zginęli wszyscy, którzy byli na pokładzie - czterech członków załogi i szesnastu oficerów wracających z konferencji o bezpieczeństwie lotów. Wśród zabitych byli wysocy rangą oficerowie brygad, baz i eskadr lotniczych.