O ataku na stronę ministerstwa poinformował serwis tvn24.pl. I rzeczywiście, jakakolwiek próba odwiedzin witryny resortu kończyła się planszą z manifestem anonimowego hakera. "O co c'mon? (czyli: o co chodzi)" - pytał na wstępie. Po czym w następnym akapicie tłumaczył: "Zatem nie podoba mi się to że 2 miliony polaków uciekło z kraju - to jeżeli chodzi o ministerstwo pracy. Do kobiet nic nie mam, jedną kocham i ją pozdrawiam" - napisał włamywacz.
Ale to niejedyna rzecz, która popchnęła go do zablokowania strony. Jak twierdzi, chciał tym sposobem zwrócić uwagę na to, że nie jest prawdą, by "bezpieczeństwo teleinformatyczne instytucji państwowych w naszym kraju szło w dobrym kierunku".
Szef departamentu informatyki Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej bagatelizuje jednak problem. "Haker nei włamał się do naszej wewnętrznej sieci, a tylko na zewnętrzny serwer" - wyjaśnia Dariusz Bogucki w TVN24. I jak zapewnia, wszystkie istotne dane resortu są bezpieczne.
Haker nie omieszkał "pochwalić się", że kilka tygodni temu też włamał się na stronę resortu. Wówczas jednak nie starał się przemycać za jej pośrednictwem swoich przekonań. Jak napisał, zrobił to wówczas wyłącznie "dla własnej zabawy".