13 września ubiegłego roku prezydent przyjechał na Ziemię Lubuską. Na baczność postawiono miejscową policję. Szpital w Sulechowie dostał zadanie: wasza karetka ma ubezpieczać przejazd głowy państwa.

Reklama

"Załoga erki dostała polecenie przejazdu w eskorcie prezydenckiej, jechała zgodnie z zaleceniem Biura Ochrony Rządu z lotniska w Babimoście do Zielonej Góry, a potem do Gorzowa" - opowiada "Gazecie Lubuskiej" kierowniczka pogotowia, Urszula Rachwał-Januszkiewicz. "Stamtąd miała wrócić na lotnisko w Babimoście, dokąd helikopterem z Gorzowa leciał prezydent" - dodaje.

Ale karetka na lotnisko nie dotarła. "Jechaliśmy ostro, na sygnale, gdyż BOR ciągle nas poganiał telefonami" - wspomina Bożena Krzyśko, pielęgniarka.

W Skwierzynie wyprzedzali kolumnę samochodów, gdy raptem jeden z nich skręcił w lewo tuż przed karetką. Efekt? Wypadek, zniszczona karetka i dwie osoby ranne.

Pogotowie poprosiło szpital o pomoc w odkupieniu wozu. Dyrektorka szpitala napisałą list do Władysława Stasiaka, ówczesnego ministra spraw wewnętrznych i administracji, o przyznanie dotacji. 250 tysięcy złotych. Bo zniszczona karetka "była włączona w skład grupy specjalnej BOR”.

Reklama

MSWiA odesłało sprawę do resortu zdrowia. Ale ten odmówił. Wtedy szpital wysłał list do Kancelarii Prezydenta. Kancelaria także odmówiła.