Oto dane, jakie przysłała do redakcji "Faktu" pani minister:
Styczeń - 1128 km, 4687,80 zł.
Luty - 1492 km, 6273,31 zł.
Marzec - 1511 km, 6597,05 zł.
Kwiecień - 1379 km, 5792,79 zł.
Maj - 2648 km, 8834,52 zł.
Czerwiec - 1843 km, 7231,93 zł.
Lipiec - 1336 km, 5527,72 zł.
Sierpień - 1027 km, 3991,61 zł.
Łącznie - 12364 km, 48936 zł.
Wynika z nich, że za każde przejechane 100 km Pitera musiała zapłacić ok. 400 zł.
W maju pani minister podróżowała najwięcej - przejechała 2648 km za 8834,52 zł. Za 100 km wychodzi więc 334 zł. Ten stosunek wciąż zadziwia: "jak to jest możliwe?" - pyta zawodowy kierowca Tadeusz Rakowski. "Za prawie 9 tys. zł przejechałbym około 20 tys. km" - deklaruje.
O wyjaśnienie zagadki wysokich rachunków "Fakt" poprosił więc samą minister.
"Dlaczego te podróże kosztują tak drogo?" - zapytała gazeta. "Nie wiem, tę kwotę wyliczyła dla mnie kancelaria premiera" - odpowiedziała na prędce Pitera.
Niestety, efekty podróży w poszukiwaniu przejawów korupcji nie są imponujące. Pani minister jak dotąd wsławiła się m. in. piętnowaniem urzędników za kupowanie ryb przy pomocy służbowych kart kredytowych. A może warto, żeby rozejrzała się po własnym urzędzie? - zastanawia się "Fakt".