Spłoszony złodziej posiadający przy sobie biżuterię o wartości 100 tysięcy złotych uciekł na poddasze, gdzie owinął się szklaną watą i postanowił przeczekać zamieszanie. Niewiele brakowało, aby desperacki krok 23-latka zakończył się powodzeniem. Po kilku godzinach działań operacyjnych pięciu policjantów znajdujących się w pawilonie wróciło do komisariatu, ale na szczęście czujne okazały się ekspedientki. Zaniepokoił je dziwny odgłos dobiegający z okolic sufitu. Wezwana ponownie na miejsce zdarzenia policja znalazła na poddaszu wycieńczonego i zaspanego mężczyznę, owiniętego w szklaną watę, która mocno pokaleczyła jego ciało.
"Zdarza się, że niektóre z sytuacji, w jakich interweniują policjanci, znajdują się na pograniczu humoru. Tak było w tym przypadku" - powiedział DZIENNIKOWI podinspektor Andrzej Gąska z katowickiej policji. "Pamiętam przypadek mężczyzny, który włamał się do baru, gdzie po spożyciu kilku trunków po prostu zasnął" - wspomina Gąska.
Pomimo że sytuacja wyglądała zabawnie, do śmiechu nie było właścicielowi sklepu, który mógł stracić cały swój dobytek. "Prosiłem, by pies powąchał narzędzia, które zostawili włamywacze. Policjanci stwierdzili jednak, że nie ma takiej potrzeby, by pies szukał tropu wewnątrz sklepu. Na młotku, którym posłużył się złodziej, znajdował się jeszcze kod kreskowy, więc poprosiłem policję, by sprawdziła, w którym sklepie został zakupiony. Usłyszałem, że takie młotki to się kradnie w ogrodowych altankach! A jak się potem okazało, w samochodzie volvo, który złodzieje zostawili pod pawilonem, policja znalazła paragon na zakup tego właśnie młotka w Castoramie w Chorzowie!" - relacjonuje serwisowi MMSilesia.pl oburzony właściciel sklepu, Mirosław Szczepański.
Na szczęście włamywacza udało się zatrzymać. Za włamanie Jerzemu P. grozi do dziesięciu lat więzienia.