Producent apteczki dołączonej do "Wyborczej" w październiku 2008 roku nie zadbał o jakiekolwiek atesty sterylności zapakowanych do niej utensyliów. Ale to nie wszystko - firma Filmar Communication sp. z.o.o., której Agora zleciła dostarczenie apteczek, nie jest w stanie nawet wskazać, kto sprowadził je na rynek Unii Europejskiej z Chin. Nie można więc ustalić, czy uzyskano wymagane przez Unię Europejską certyfikaty o spełnieniu norm sanitarnych.
To właśnie one gwarantują, że produkt będzie pomagał, a nie szkodził tym, którzy w obliczu zagrożenia zdecydują się go użyć.
Do błędu przyznała się dziś sama "Gazeta Wyborcza", publikując we wtorkowym wydaniu oświadczenie o tym, że apteczki nie można używać.
Zatrudniona przez wydawnictwo firma próbuje wyjść z tego z twarzą i oferuje wymianę feralnych zestawów pierwszej pomocy na takie, z których będziemy mogli korzystać bez ryzyka uszczerbku na zdrowiu.
Można zwrócić nawet te, w których niektóre elementy wyposażenia zostały zużyte. "Trzeba na poczcie nadać przesyłkę za pobraniem, wpisując swój adres i numer konta" - tłumaczy w rozmowie z DZIENNIKIEM Kararzyna Farba z Filmar Communication. 8,5 zł, które będzie trzeba zapłacić na poczcie, firma obiecuje zwrócić, kiedy otrzyma wadliwą apteczkę.
"To jedyne wyjście, by zwrócić koszty osobom, do których trafiły apteczki" - dodaje Farba. Niestety, firma rezerwuje sobie aż miesiąc na przesłanie dobrej apteczki. Oby tym razem atestowanej.