Aleksandra Kaniewska: Czy pomysł wypędzania Polaków z Anglii ilustrowany zdjęciem polskiego spitfire'a zdenerwował pana albo pańskich kolegów weteranów?
Andrzej Jeziorski*: Pewnie pośmiejemy się z narodowców, jak to chcieli coś udowodnić Polakom, ale jak zwykle im nie wyszło.
A ilu jeszcze jest polskich lotników, którzy walczyli w RAF?
Z 18 tysięcy lotników, którzy walczyli dla Królewskiego Lotnictwa, zostało nas około tysiąca. Z tych pamiętających akcje Dywizjonu 303 żyje już tylko dwóch – ciężko chory pułkownik Martel i mieszkający w Kanadzie generał Sawicz.
Walczył pan w 304. Dywizjonie Bombowym. Kiedy pan wstąpił do lotnictwa?
Dopiero w 1942 roku, miałem wtedy 21 lat. Wcześniej przez dwa lata byłem w armii – w broni pancernej.
I od razu mógł pan latać bombowcami?
Nie, niestety. Oficjalnie dołączyłem do składu latającego rok później, czyli w 43. Musiałem, jak to się mówiło, przejść okres „nabijania ręki”, czyli szkolenie. I kiedy gen. Władysław Sikorski odwiedził dywizjon w 1942 roku, ja trenowałem na wellingtonie nad Nottingham. To właśnie na takich wellingtonach latałem, kiedy nasz dywizjon przeniesiono do lotnictwa obrony wybrzeża. Było to na archipelagu Hebrydów na Oceanie Atlantyckim. Zostaliśmy przydzieleni do nużących lotów patrolowych w poszukiwaniu niemieckich okrętów podwodnych, U-Bootów. Namierzenie łodzi podwodnych to było jak szukanie igły w stogu siana!
A co robiliście po akcjach? Dobrze dogadywaliście się z Anglikami?
Świetnie, oni bardzo ciepło nas przyjęli. Musieliśmy się oczywiście "dotrzeć", poznać trochę ich kulturę i język, bo na początku porumiewaliśmy się trochę na migi. Ale po jakimś czasie piliśmy razem herbatki, piwo i graliśmy w szachy oraz brydża. No i były też kobiety, WREN-ki, czyli pomocnicza kobieca formacja Royal Navy. Pamiętam, że na jednej ze stancji był cały szwadron Polek, którymi dowodziła panna Ujejska, córka generała. Miło było porozmawiać z nimi po polsku, pośmiać się.
Weterani nadal trzymają się razem?
Spotykamy się w naszym gronie często. Nawet dzisiaj mamy wspólny, lotniczy posiłek.
*płk Andrzej Jeziorski, prezes Fundacji Stowarzyszenia Lotników Polskich oraz były pilot bombowca w Dywizjonie 304 im. Ziemi Śląskiej