>>> Zwiedź Londyn śladami "Misia"

Barbara Sowa: Zdjęcia do londyńskich epizodów robiliście ponoć na wariackich papierach. Kto decydował o tym, jaki sklep zagra w filmie i do którego banku Ochódzki wpłaci pieniądze?
Zdzisław Kaczmarek*: Zdjęcia rzeczywiście trwały zaledwie kilka dni. Wszystko odbywało się bardzo gwałtownie. I to dosłownie, bo jeden z członków ekipy wywołał alarm bombowy na lotnisku.

Jak to?
Do Londynu najpierw polecieliśmy we trzech - ja, Staszek Bareja i kierownik produkcji. Chcieliśmy poszukać miejsc, które miałyby wystąpić w filmie. Po dwóch dniach dotarły jeszcze dwie osoby, w tym mój asystent z kamerą. Kiedy pojechaliśmy po nich na lotnisko Heathrow, to zanim zdążyliśmy ich przywieźć do hotelu, na lotnisku ogłoszono alarm bombowy. Niemal natychmiast zgłosiła się do nas policja. Okazało się, że mój asystent zostawił na chodniku przed lotniskiem pudła z taśmą. Szefowa ochrony, która już wcześniej z nami rozmawiała, okazała się jednak bardzo przytomną i miłą kobietą. Powiedziała: To na pewno te skubańce, które przyjechały do nas kręcić film. I kazała się z nami skontaktować. Przyjechaliśmy, zabraliśmy sprzęt i obyło się bez większych problemów.

Jak udało wam się namówić do zagrania w filmie czarnoskórą Brytyjkę, mówiącą łamaną angielszczyzną sprzedawczynię w "Continentalu"?
Z tego, co pamiętam, to była pracownica właściciela tego sklepu. Nie wiem, dlaczego wybrane zostało właśnie to miejsce. Na pewno to był jakiś sklepik prowadzony przez polskiego emigranta. Ale nie pamiętam, czy to był znajomy kogoś z ekipy, czy przypadkowa osoba. Większość miejsc i ludzi znalazła się w filmie właśnie przez przypadek.

Mellon Bank na Trinity Square też został wybrany przypadkowo?
Nie pamiętam. Wiem tylko, że po prostu weszliśmy do środka i zapytaliśmy dyrektora, czy możemy tu nakręcić scenę. Usłyszeliśmy, ż bank się zamyka po 14, więc po wyjściu klientów nie ma problemu. Co więcej, po wszystkim dyrektor banku przyszedł do nas z butelką whisky i zaprosił na oblewanie zakończenia zdjęć. Zagrali autentyczni pracownicy.

Wszyscy pracowali za darmo?
Zdaje się, że tak. Ale nikt nie narzekał. W ogóle wszyscy bardzo entuzjastycznie reagowali na ekipę. Gdy kręciliśmy zdjęcia przed bankiem, za kamerą był salon bardzo drogich, ekskluzywnych samochodów, zdaje się, że to były ferrari. Właściciel, jak tylko nas zobaczył, przyszedł i powiedział, że jeśli chcemy, to może nam wystawić kilka aut, bo ładnie będą wyglądały w kadrze. Nie skorzystaliśmy, bo nam taki motyw nie był potrzebny. Ale to dowód na to, jak pozytywne reakcje nas tam spotykały.

*Zdzisław Kaczmarek jest autorem zdjęć do "Misia"