Aleksandra Kaniewska: Jak się pan czuje? Nie udzieliła się panu atmosfera paniki?
Maciej Pośpiech: O świńskiej grypie media mówią tu głośno od piątku. Na ulicach powoli zaczyna się więc coraz bardziej odczuwać nerwową atmosferę. Ale nie ma jeszcze scen dantejskich - ludzie nie biegają po mieście w poszukiwaniu wody, lekarstw i masek, jak czasem sugerują europejskie media.

Reklama

Czyli dzień jak co dzień.
No niekoniecznie. Ciągle pojawiają się sprzeczne informacje - mówiono na przykład, że zamknięta będzie większość, a może nawet wszystkie supermarkety. Ale wciąż są otwarte. Na cztery spusty zamknięto za to kina czy teatry, więc nawet nie ma gdzie wyjść. Do 6 maja nie pracują też uczelnie. Dlatego większość czasu siedzi się w domu. Ja nie narzekam, bo mam do przygotowania pewien projekt i to nad nim w spokoju pracuję.

Ale jak wychodzi pan z mieszkania, to tylko w masce, tak?
W pobliskich aptekach nie można już dostać masek. Ale nawet nie planowałem się zaopatrywać. To przecież i tak jest mało skuteczne.

A ludzie na ulicach je noszą?
Tak. Coraz więcej osób, m.in. taksówkarze czy ochroniarze w budynkach.

Wygląda na to, że nie boi się pan świńskiej grypy. A co byłoby, gdyby się pan źle poczuł?Pozwolę DZIENNIKOWI zdawać relację na bieżąco!

A na poważnie?
Nie wiem, jak wygląda sytuacja w innych częściach Meksyku, ale region Monterrey, w którym mieszkam, jest dosyć bogaty, więc służba zdrowia jest tu dobrze zorganizowana. 10 minut od domu mam trzy apteki, a w jednej z nich całodobowego lekarza pierwszego kontaktu. Nie mam się czego obawiać. Zresztą czasem lepiej się śmiać niż płakać, prawda?