Ale chyba coś jest na rzeczy. "Użyłem ostrych słów. Ubolewam i przepraszam za to" - napisał do "Ekspressu Ilustrowanego" prezydent Łodzi Jerzy Kropiwnicki.
"Brak obecności strażników, którzy mają swój posterunek w pasażu Schillera, pogłębił moje zdenerwowanie. Powinienem być bardziej odporny na takie zachowania i takie sytuacje" - napisał we wtorek Jerzy Kropiwnicki do "Ekspressu Ilustrowanego".
Podkreślił jednak, że nie sądzi, aby nazwał strażnika "ch...". Ale jeśli ktoś ma takie nagranie, to przeprosi strażnika. Ale jeśli one nie istnieją, to oczekuje przeprosin od gazety.
A według "Ekspressu" było tak: kiedy w pasażu Shillera otwierano nowy miejski zdrój, jeden z gapiów zaczął wykrzykiwać antysemickie hasła. Nikt nie reagował, tylko prezydent Łodzi wziął kubek, napełnił go wodą i podał mężczyźnie. "Napij się pan i idź sobie stąd" - powiedział.
Ale ten wylał mu wodę pod nogi. Wtedy Kropiwnicki podszedł do strażnika miejskiego Konrada Marczaka, któy pojawił się w pasażu. "Do k... nędzy! Jak was potrzeba, to was nie ma" - wrzeszczał Kropiwnicki. "Ale panie prezydencie, jak tylko się dowiedziałem, to przybiegłem" - bronił się strażnik. "Gdzie masz ch... czapkę?!" - krzyczał prezydent.
>>>Jachowicz: Prezydent kontra "ch... bez czapki"
Teraz nie tylko Kropiwnicki, ale i Marczak zaprzecza, że tak to wyglądało. "Chciałem oświadczyć, że w stosunku do mojej osoby pan prezydent nie użył żadnych wulgarnych słów" - powiedział strażnik.
Nie chciał przy tym potwierdzić doniesień medialnych, że polecono mu poprawić raport ze spięcia z prezydentem. "Nie potwierdzam tego" - odpowiedział na pytanie, czy pisał dwie notatki.
Skoro żadne wulgaryzmy nie padły, to za jakie "ostre słowa" przepraszał we wtorek prezydent? Marzena Korostyńska z łódzkiego magistratu wyjaśniła, że Kropiwnicki"użył tego określenia w stosunku do swojego tonu".