"Bogdan Jacek Gasiński" - taką wizytówką chwalił się w całym kraju Bogdan Gasiński. Wystarczyło, że dopisał do swojego imienia Jacek, dodał logo TVN i już mógł wyruszyć na tournee po kraju.

Mechanizm działania był prosty. Gasiński pojawiał się w hotelu i przedstawiał wizytówkę. Często przy okazji wypytywał o zabezpieczenia pokoju. Tłumaczył, że jako dziennikarz TVN, ma przy sobie drogi sprzęt, którego nie chce stracić.

Reklama

Naprawdę jednak chodziło o coś zupełnie innego, by sprzęt wynieść. Jeśli zabezpieczenia były słabe, to właściciele żegnali się z telewizorami i radiami. Gdy były dobre, to Gasiński nabijał rachunek alkoholami. Potem znikał. Najczęściej mówił, że wychodzi na miasto kręcić reportaż. W torbie miał mieć kamerę, a najczęściej miał telewizor ze swojego pokoju.

W końcu jednak do Jacka Gasińskiego z TVN zaczęli dzwonić hotelarze. Więc i on zadzwonił - na policję. Krótko potem na ręce Bogdana Gasińskiego trafiły kajdanki. Oczywiście w świetle kamer TVN.

Dlaczego wziął na celownik dziennikarza tej stacji? "To jest zemsta moja na was, za to że w sprawie Klewek zrobiliście ze mnie durnia, wariata" - mówił. Twierdzi, że po Klewkach nie może już znaleźć pracy.

Bogdan Gasiński zasłynął w 2001 r., kiedy to Andrzej Lepper, powołując się na niego, ogłosił w Sejmie, że politycy SLD i Platformy Obywatelskiej rozdawali łapówki. Ale na tym nie koniec. Największą "sławę" zdobył opowieściami o tym, że we wsi Klewki lądowali talibowie i trzymali tam bakterie wąglika. Teraz Andrzej Lepper twierdzi, że to od biznesmena Rudolfa Skowrońskiego dowiedział się o talibach. Gasiński miał tylko przynieść mu wiadomość.

Ale to na nim odbiła się afera. Potem był wielokrotnie łapany za kradzieże. Kilka lat temu groził też w SMS-ach śmiercią Andrzejowi Lepperowi.