W 2008 roku żołnierz ze Stargardu Szczecińskiego wyjechał na misję do Iraku. Chciał zarobić na generalny remont mieszkania. Przez 10 miesięcy pobytu na misji odkładał na koncie pieniądze. Z żoną kontaktował się telefonicznie i mailowo - kobieta wysyłała mu zdjęcia synka i remontowanej kuchni.
Co miesiąc małżonka dostawała przelew w wysokości tysiąca złotych, żołnierz zostawił jej również dziewięć tysięcy złotych na wszelki wypadek. Twierdził, że nie potrzebowała więcej, ponieważ sama nieźle zarabiała.
Gdy misja się skończyła, mężczyzna wrócił do kraju. Żona odebrała go z lotniska i zawiozła do domu. Sama, jak powiedziała, pojechała po synka. Jednak już nie wróciła.Wysłała tylko smsa, że odchodzi,bo ma już dość dotychczasowego życia oraz pracy i nie chce dalej ciągnąć tego małżeństwa.
Potem okazało się, że konto żołnierza niemal puste - ze 117 tysięcy złotych zostało mu jedynie 50 złotych. Kobieta wypłacała pieniądze pod jego nieobecność i dlatego została oskarżona o kradzież. Mieszkanka Stargardu tłumaczy, że mąż sam dał jej kartę do bankomatu oraz PIN, dlatego niczego nie ukradła. Już wcześniej robiła w ten sposób zakupy.Zarzuca mu jednocześnie fizyczne i psychiczne znęcanie się nad nią, jednak w tej sprawie trzymiesięczne śledztwo nic nie wykazało. Mąż nie pozostaje dłużny i twierdzi, że go zdradzała. "Dowiedziałem się też, że żona od kilku lat miała romans ze swoim szefem. Teraz jest już z trzecim panem" - mówi.
Rozpoczęła się sądowa walka o duże pieniądze, opiekę nad 10-letnim synem oraz sprawa rozwodowa. Kobiecie grozi do pięciu lat więzienia