Według nieoficjalnych wyników kontroli przeprowadzonej przez lekarza wojewódzkiego Jerzego Karpińskiego dwoma podstawowymi błędami są: za mała ilość dyżurujących lekarzy oraz zbyt wiele wejść do szpitala. Można się do niego dostać aż z trzech różnych stron, co utrudnia natychmiastowe dotarcie na oddział ratunkowy. Prokuratorskie śledztwo ma ustalić m.in. dlaczego na miejscu nie było anestezjologa.

Reklama

Rodzina zmarłego dziecka twierdzi również, że w szpitalu nie było specjalistycznego sprzętu ratunkowego, takiego jak: maseczka tlenowa, defiblyrator, czy zestaw do tracheotomii.

Dyrekcja placówki medycznej odpiera zarzuty: "Wejść jest aż tyle, ponieważ szpital jest zespołem budynków, a dyżurujących lekarzy było wystarczająco dużo."