Zdzisław W. pochodzi z Poznania. Wielokrotnie oskarżany był o oszustwa i wyłudzenia. Gdy w końcu ręka sprawidliwości zawisła nad nim, uciekł się do mistyfikacji. W 2004 roku okazało się, że jego sprawa musi zostać umorzona, bo do sądu dotarła informacja o śmierci oskarżonego.

Reklama

Dla pewności na jego nazwisko wystawiony został jeszcze jeden akt zgonu. Zdzisław W. najpierw miał umrzeć w areszcie śledczym w Bytomiu, a później zginąć pod kołami pociągu w Gdyni.

Okazało się, że podwójna śmierć nie pomogla mu. W ubiegłym roku został zatrzymany, prokuratura postawiła mu zarzut dwukrotnego sfałszowania własnego aktu zgonu, kolejnego oszustwa (tym razem przy sprzedaży mieszkania) oraz posługiwania się sfałszowanym prawem jazdy.

W poniedziałek przed sądem składał wyjaśnienia lekarz ze Śląskiego Centrum Chorób Serca, którego pieczątka miała widnieć pod jednym z aktów zgonu. Kardiolog zapewniał, że to nie on wypisywał dokument. Powiedział też, że nigdy nie posługiwał się taką pieczątką.

Reklama