Historia rodziny z Broczyna wpisuje się w dyskusję nastrojach antyniemieckich w Polsce. Pani Genowefa Marks wraz z mężem Niemcem zamieszkała w Broczynie, niewielkiej wiosce w województwie pomorskim. Mieszkańcy nie powitali ich z otwartymi rękami. "Wiedzieliśmy, że między sobą nazywają nas szwabami. Próbowaliśmy się do tego przyzwyczaić, choć nie było nam miło" - opowiada pani Genowefa serwisowi GP24.pl.
Z każdym kolejnym miesiącem mieszkańcy Broczyna byli coraz bardziej agresywni. Nazywali państwa Marks "hitlerowcami", w końcu zaczęli pozdrawiać ich gestem wyciągniętej ręki i słowami "Heil Hitler”. "Baliśmy się, że skoro ludzie pozwalają sobie na coraz więcej, to możliwe, że będą chcieli nam coś zrobić" - opowiada pani Genowefa.
Dlatego zgłosiła się na policję w Bytowie z prośba o pomoc. Według relacji pani Genowefy początkowo dyżurny zbagatelizował zgłoszenie. "Odparł, że tego typu zwrot to normalne pozdrowienie Niemców" - opowiada pani Marks.
Po pewnym czasie dyżurny próbował się zrehabilitować. Sam zadzwonił do kobiety, ale tylko pogorszył sytuację. Najpierw przeprosił za swoje zachowanie, ale na koniec rozmowy stwierdził, że trudno się dziwić, że ludzie tak do nas mówią, bo "przecież historii się nie zapomina".
Policjanta bronią przełożeni. "Tego przypadku nie da się przypisać jednoznacznie do żadnego artykułu kodeksu karnego. Takiego pozdrowienia nie można od razu nazwać znieważeniem. Jeśli jednak czytelniczka czuje się obrażona, może złożyć skargę na dyżurnego, ale jestem pewien, że nie chciał nikogo obrazić" - mówi Michał Gawroński, rzecznik bytowskej policji. Na pocieszenie dodaje, że dzielnicowy ma porozmawiać z mieszkańcami wsi.
Państwo Marks poważnie zastanawiają się nad wyprowadzeniem ze Broczyna.