Guz prawego jajnika - taką diagnozę trzy tygodnie temu usłyszała Beata, 26-letnia mieszkanka bydgoskich Jachcic. Kobieta dostała skierowanie na operację. Do szpitala im. Biziela w Bydgoszczy na pododdział patologii wczesnej ciąży i rozrodu trafiła 14 lipca. Tego samego dnia przyjęto tam także inną, 60-letnią pacjentkę. Jak się później okazało, obie kobiety miały niemal identyczne nazwisko. "Pierwszy człon mojego nazwiska jest taki sam, jak tej drugiej pani" – mówi nam Beata, która o całej sprawie opowiedziała "Gazecie Pomorskiej".

Reklama

"Do takich pomyłek nie powinno dochodzić. Chcę wyrazić moje szczere ubolewanie z powodu tego co się stało" – mówi nam Andrzej Motuk dyrektor szpitala uniwersyteckiego im dr Jana Biziela w Bydgoszczy w którym doszło do zamienienia kart pacjentek.

Operację przeprowadzono 15 lipca. "Wyniki badań histopatologicznych odebrałam 4 sierpnia. Okazało się, że mam nowotwór. Mimo dużego wsparcia ze strony rodziny, nie potrafiłam przestać myśleć o chorobie" – opowiada kobieta. Każdy kolejny dzień określa tak samo – koszmar.

Ginekolog, do którego udała się z wynikami, skierował ją do szpitala. 11 sierpnia bydgoszczanka ponownie trafiła do Biziela.

Tam poproszono, aby dostarczyła kserokopię wyniku badań histopatologicznych. Odebrała ją w sekretariacie pododdziału patologii ciąży. Wtedy zauważyła, że na karcie widnieje wiek 60 lat . Gdy poprosiła o wyjaśnienie w sekretariacie pracująca tam kobieta z zaskoczeniem odpowiedziała, że to nie są jej wyniki.

Całe szczęście kobieta której wyniki dostała pani Beata cały czas przebywa w naszym szpitalu, a zamiana kart nie wpłynęła na proces jej leczenia .

Tymczasem Beata złożyła już do sekretariatu dyrekcji szpitala pisemną skargę. Bydgoszczanka zamierza też wnieść sprawę do sądu. "Żądam zadośćuczynienia" - mówi oburzona. "Nie chcę pieniędzy dla siebie. Niech trafią do dzieci chorych na nowotwór" - mówi. Kobieta zamierza domagać się 200 tys złotych "Szczegóły ustalam już z prawnikiem" – dodaje.