"Czytają ze zgliszczy" - mówi o nich Barbara Ościłowska, kierownik zakładu badania przyczyny pożarów z Głównej Szkoły Pożarniczej. Będzie wyjątkowo trudno, to już wiedzą. Wiele śladów zatarł bowiem zawalony dach. Dlatego przyczyny pojawienia się płomieni w świątyni możemy nigdy nie poznać.

Wstępnie prokuratura zakłada, że pożar mógł mieć związek z pracami dekarskimi prowadzonymi na dachu. "Dekarze z rozbrajającą szczerością powiedzieli, że na dachu palili papierosy, a potem starym dekarskim zwyczajem najpierw zgniatali żar filtrem, a potem na to pluli" - relacjonowała prokurator Renata Klonowska z Gdańska.

Na razie jednak mężczyźni są jedynie świadkami w sprawie. W momencie wybuchu pożaru nie było ich na dachu. Poszli kupić materiały potrzebne im do pracy. W prokuraturze zapewniali, że tego dnia nie używali szlifierek i wiertarek, a więc narzędzi, które wytwarzają wysoką temperaturę.